Szyszkodar
Rok temu trochę przypadkowo zdarzyło mi się obejrzeć wystawę nagrodzonych prac w konkursie plastycznym dla dzieci organizowanym przez Klub Kultury Przegorzały – „Rowerem przez Kraków.”
Zauroczony pracami młodych artystów postanowiłem napisać relację ze swoich oględzin. Możecie ją przeczytać tutaj. „Smok na rowerze z obwarzanków” spodobał się czytelnikom tak bardzo, że w tym roku zostałem zaproszony do jury, żeby pomóc wybierać prace spośród ponad 300 zgłoszeń, które napłynęły z całego Krakowa. Uwielbiam oglądać rysunki dzieci, dlatego bardzo ucieszyłem się z tej propozycji. Myślałem, że będzie to czysta przyjemność i frajda, jakkolwiek okazało się, że zadanie wymagało również sporo rozterek i wykazania się odpowiedzialnością.
Pędząc Tęczową Strzałą z Szyszchałupki do Przegorzał zastanawiałem się jak my to zrobimy? Jak można wybrać wybitny rysunek wyróżniający się spośród pozostałych 300? Na szczęście po przyjeździe reszta jury (w składzie z Panią Alicją – dyrektorką klubu kultury, animatorką Weroniką i Krystianem, który jest wolontariuszem z programu Europejskiego Korpusu Solidarności) miała misternie opracowany przez lata „tajemny” system, który znacznie ułatwił nam realizację zadania.
Prace nadesłane przez najmłodszych Krakowian były podzielone na kategorie wiekowe i co zauważyłem to to, że w grupie mniej więcej 4 – 6 lat wszystkie rysunki były ŚWIETNE! Wybranie jakiegoś szczególnego graniczyło z niemożliwością, a to dlatego, że dzieci w tym wieku pozwalają sobie na ekspresję TOTALNĄ, nieskalaną i nieograniczoną żadnymi konwenansami czy zasadami, którymi dorośli wmówili sobie, że muszą się kierować. Brudna woda rozlana z niechcący wywróconego kubka do płukania pędzli stała się Kopcem Krakusa, farba dla eksperymentu wciśnięta z tubki do nosa i rozbryzgana na kartce kichnięciem przemieniła się w gwieździste niebo nad Tyńcem, z bliska ciapki, mazy i kompulsywne zygzaki, z daleka przemieniały się w rozwiane włosy, tęczę w nocy (?), wieże Kościoła Mariackiego, albo smoka jedzącego pomidora i marchewkę.
A propos smoków, to w tym roku tych jeżdżących na rowerze z kołami z obwarzanków naliczyłem około piętnastu. Bardzo mnie to ucieszyło i rozbawiło, że zeszłoroczny artykuł tak wpłynął na młodych twórców.
Pierwsze jednogłośne zauroczenie ze strony całego jury to rowery przejeżdżające przez Kładkę Ojca Bernatka i malutkie kłódeczki zakochanych przypięte do niej. Wszyscy „zakochaliśmy się” w tej pracy.
W starszych grupach wiekowych poziom zaczynał się różnicować, jakkolwiek sam pisząc to stwierdzam, że takie określenie jest wysoce dyskusyjne. Osobiście jestem fanem sztuki art brut – myślę, że prymitywna, instynktowna, nieokrzesana, często tak zła, że aż dobra potrafi przysporzyć dużo więcej przyjemności i doznań z oglądania, aniżeli grzeczne i cukierkowe rysunki. Zdarzały się naprawdę dobre przykłady tego nurtu, przy których oglądaniu dosłownie chichrałem się pod nosem, ale tutaj zaczęły się też moje rozterki. Musiałem zastanowić się na ile wybitność tych prac jest zupełnie przypadkowa, a na ile zamierzona? Przyszła mi do głowy myśl, że inaczej wyglądałaby wystawa rysunków dziecięcych zorganizowana dla dorosłych, żeby ich rozerwać, rozbawić i zająć im miło czas, a inaczej wystawa, na której dzieci mają się cieszyć z przyznawanych nagród.
Zaczęło pojawiać się sporo prac, gdzie widać było, że talent do tworzenia pozostał i teraz powolutku się rozwija. Pomyślałem, że wrażliwość u takich dzieci jest na niezwykle wysokim poziomie i nie zrozumieją dlaczego praca „nieokiełznana” dostała lepsze notowania niż ich. Takie „porażki” często zostają z młodą osobą na długo (sam mam kilka tego typu traum), więc stwierdziłem, że nie mogę sobie więcej pozwolić na żarty, tylko zdecydować się na może dla dorosłych nudniejsze, ale odpowiedzialne i niekrzywdzące dzieci wybory.
Jedna praca wyróżniała się szczególnie. W pierwszej chwili myśleliśmy nawet, żeby ją zdyskwalifikować za niepoprawny format. Praca, żeby spełniała ten warunek była przyklejona do passe-partout, a wykonana była sitodrukiem. Niezwykle rzadko się zdarza, żeby dziecko pracowało w tej technice. Przypomniała mi się historia opowiedziana mi przez kolegę, który jest jednym z twórców aplikacji do mierzenia jakości powietrza Airly. Jako dziecko brał udział w konkursie plastycznym na szopkę krakowską. Tygodniami zbierał i sklejał zapałki, żeby zbudować swoją, a w konkursie został zdyskwalifikowany, bo pani oceniająca uznała, że praca jest za dobra i nie mogło jej wykonać dziecko…
Wychodziło by na to, że w naszym społeczeństwie nie można robić rzeczy zdecydowanie wychodzących przed szereg, jedynie dobre, ale wciąż wpisujące się w znane nam szablony i standardy, w przeciwnym razie zostaniemy „zdyskwalifikowany”.
Wspólnie z Panią Alicją, która jest naprawdę przekochaną osobą po naradzie uznaliśmy, że uhonorujemy tę pracę wyróżnieniem Szyszkodara, oraz blogu o turystyce rowerowej Wiatr w Szprychach. Na tego typu nagrody specjalne miałem przygotowane kubki z naszym logo. Bardzo też liczyłem na to, że uda mi się poznać i porozmawiać z rodzicami młodego twórcy podczas rozdania nagród i kiedy przyszło co do czego, okazało się, że mieliśmy rację. Nie było mowy o żadnym hochsztaplerstwie, obydwoje rodziców młodego twórcy to przemili, również bardzo wrażliwi ludzie, obydwoje są artystami, grafikami, mają dostęp do maszyn, którymi wykonuje się sitodruki, dlatego ich syn może eksperymentować z różnymi technikami i rozwijać swój talent.
Zostanie członkiem jury sprawiło mi ogromną frajdę i niezwykłą przyjemność, bo prace nadesłane przez najmłodszych Krakowian miały często zaskakująco wysokie walory estetyczne, oraz świetnie uwidaczniały pomysłowość, nieszablonowość w myśleniu i bogatą wyobraźnię autorów. Były momenty, kiedy czułem się przygnieciony odpowiedzialnością, ponieważ sporo bardzo dobrych prac musiała być pominięta. W idealnym świecie mielibyśmy możliwość porozmawiania z każdym z twórców i z każdym rodzicem, zobaczenia nie tylko jednej pracy, tylko całego portfolio. W rzeczywistości mimo, że byśmy tego nie chcieli, przy takiej ilości prac, często decydowała przypadkowość, dlatego wysyłam apel do młodych twórców, żeby się nie zrażali i dalej próbowali swoich sił w konkursach plastycznych – wszyscy jesteście prze-zdolni, tylko czasem potrzeba jeszcze trochę szczęścia.
Na rozdaniu nagród działo się tyle, że z samą Panią Alicją nie udało mi się porozmawiać, tak jak w zeszłym roku. Za to polecam wam do przeczytania bardzo fajną relację, którą napisała ze swojej podróży po Wiślanej Trasie Rowerowej.
Miłość ma przeróżne oblicza, to może być plaster przyklejony przez mamę na rozbitym kolanie, to jak Pani Alicja cieszy się z osiągnięć i przeżywa sukcesy swoich podopiecznych, to jak walczy o uwagę publiczności, żeby młodzi ludzie dostali maksymalną ilość uwagi podczas swoich wystąpień, w tym też wyczuwa się miłość. Może być to miłość romantyczna, którą kochankowie starają się uczcić zawieszoną kłódką na kładce nad Wisłą, ale nie tylko. Sam na przykład nie spotkałem jeszcze swojej Szyszkomiły, może po przeczytaniu tego artykuły jakaś do mnie napisze, ale w redakcji Wiatru w Szprychach naszym zadaniem jest przede wszystkim popularyzacja miłości do jazdy na rowerze, dlatego zdecydowałem się swoją uhonorować takim odważnym gestem.
EPILOG:
Zanim pozbierałem swoje bambetle i opuściłem Klub Kultury usłyszałem od Pani Alicji jeszcze jedną świetną historię, którą przy tej sposobności postanowiłem opowiedzieć. Jakiś czas temu razem z Weroniką wymarzyły sobie, żeby budynek Klubu Kultury został ozdobiony muralem. Dziewczyny wymyśliły, że musi to być piękne, iluzoryczne, pełne głębi i symboli malowidło, które będzie wyglądać jak portal do magicznego królestwa, lub tajemniczego ogrodu, a najlepiej, żeby namalowała je bardzo popularna artystka wielkoformatowa Natalia Rak…
no ewentualnie hiszpański artysta Antonio Segura, znany szerzej jako Dulk, jeśli Natalia by nie mogła. Pieniądze na ten cel miały zostać pozyskane z Budżetu Obywatelskiego Miasta Krakowa.
Udały się z pomysłem do 101 Murali Dla Krakowa, a tam im powiedzieli, że może Marcin Wierzchowski, by to zrobił? Prace Marcina są bardzo graficzne i dwuwymiarowe, zupełnie inne niż to co wyobraziły sobie dziewczyny, no to one, że nie! Na to 101 Murali, że może tak, że zobaczą będzie fajnie. Marcin zrobił projekt, na którym oprócz symboli związanych ze Zwierzyńcem: kopiec Piłsudskiego, Panny Zwierzynieckie, zwierzęta z Zoo i stróżówka willi Szyszko-Bohusza umieścił jakby latającą pianistkę wyjaśniając, że to jego babcia. Okazało się, że pani Krystyny Lepszy, długoletnia nauczycielka gry na pianinie w Klubie Kultury Przegorzały, która pracowała z kilkoma pokoleniami dzieci i młodzieży ze Zwierzyńca, którą nomen omen Pani Alicja dobrze pamięta, to babcia artysty. Wszyscy zakochali się w pomyśle uhonorowania jej w ten sposób i nie było już opcji, żeby na ścianach Klubu mogło powstać coś innego aniżeli mural Marcina Wierzchowskiego.
Wspaniały reportaż! Dziękujemy i zapraszamy do nas częściej.
Alicja i cała ekipa KkK Przegorzaly.
Ja również dziękuję za zaproszenie, bardzo mi miło i polecam się 🙂 <3