Bartłomiej Pawlak
Kto śledzi nasze wpisy na blogu, ten zapewne wie, jak to się stało, że wakacje 2023 spędzamy poznając Opolszczyznę z perspektywy rowerowego siodełka. Kto jednak jeszcze nie miał okazji przeczytać jak wyglądało pierwszych pięć dni naszego wyjazdu, to wszystkie szczegóły znajdzie w zamieszczonym poniżej linku:
CZĘŚĆ PIERWSZA
Dzień 1 – Góra św. Anny
Dzień 2 – Wokół Grodkowa
Dzień 3 – Z Opola nad Jeziora Turawskie
Dzień 4 – Pociągiem z Opola do Wrocławia
Dzień 5 – Wokół Jeziora Turawskiego
Dzień 6 – Prudnik rowerem i pieszo (31 km)
Kolejny dzień postanowiliśmy spędzić bardziej lokalnie. Z naszej kwatery w Przystanku Pokrzywna wyruszyliśmy na rowerach do położonego 10 km dalej Prudnika. Droga przez Moszczankę i Łąkę Prudnicką biegnąca wzdłuż Złotego Potoku jest malownicza, bez większego ruchu samochodów. Dzięki podpowiedzi naszego gospodarza Wojtka, postanowiliśmy odwiedzić 18 miejsc i zabytków położonych na Prudnickim Szlaku Miejskim liczącym około 5 km długości.
Powstanie Prudnika datuje się na XIII wiek i w trakcie dziejów miasto to doświadczyło wielu trudnych wydarzeń, jak wojny husyckie, wojna trzydziestoletnia, zniszczenie miasta przez Szwedów, wojny śląskie między Austrią i Prusami, noc kryształowa 1938 roku oraz wydarzenia II Wojny Światowej, w tym przejście frontu w 1945 roku. Miastem na przestrzeni wieków znajdowało się pod panowaniem Korony Czeskiej, Piastów Opolskich, Habsburgów, było we władaniu Prus, Republiki Weimarskiej, III Rzeszy, by ostatecznie znaleźć się w granicach Polski. Czasy prosperity dla miasta to II połowa XIX wieku oraz I połowa XX wieku. Rozwój i bogactwo Prudnika związane były z rodzinami Fränklów i Pinkusów, którzy zbudowali jedno z największych imperiów włókienniczych w tej części Europy. Po II Wojnie Światowej zakłady zostały upaństwowione i funkcjonowały jako Frotex, a w 2010 roku postawione w stan upadłości.
Wyposażeni w przewodnik po zabytkach Prudnickiego Szlaku Miejskiego, rozpoczęliśmy zwiedzanie od Parku Miejskiego. W przewodnik można się zaopatrzyć (co gorąco polecamy) w zlokalizowanej na Rynku Informacji Turystycznej.
Park miejski z 1880 roku wzorowany na parkach angielskich z altaną dla orkiestry, pomnikiem Diany oraz obeliskiem ku pamięci 1000-lecia Państwa Polskiego oraz 700-lecia Prudnika
Łaźnia miejsca z basenem ufundowana przez rodziny fabrykantów, nowoczesna jak na swoje czasy, z ciekawą elewacją zdobną w ornamenty nawiązujące do roślin i zwierząt wodnych
Willa Hermanna Fränkla wzorowana na renesansowych włoskich willach, z pięknym drewnianym wystrojem wejścia i klatki schodowej, fontanną z postacią Flory, naściennym freskiem Znalezienie Mojżesza oraz wielkim świetlikiem w dachu
Miejsce po dawnej synagodze z 1877 roku ufundowanej przez Samuela Fränkla, a zniszczonej w z 9 na 10 listopada w trakcie Nocy Kryształowej
Kościół oo. Bonifrtatrów wraz z klasztorem i szpitalem – kościół jednonawowy z bogatym zdobnictwem, polichromiami i witrażami
Willa Emanuela Fränkla i Josefa Pinkusa – obecnie mieści się tu Zespół Szkół Medycznych, a za czasów obu fabrykantów będących również mecenasami kultury i kolekcjonerami zgromadzone zostały w willi kolekcje japońskiej porcelany, śląskie wyroby z cyny i szkła, zabytki tkactwa oraz kolekcja judaików
Willa Maxa Pinkusa – kolejna z willi prudnickich przemysłowców, sąsiadująca z wymienioną wyżej należącą do Emanuela i Josefa. Willa klasycystyczna w bryle mieściła liczący 25 tysięcy pozycji księgozbiór zabytków piśmiennictwa śląskiego zgromadzony przez właściciela willi.
Zakłady S. Fränkel / ZPB Frotex – w czasach największego rozkwitu licząca 4 tysiące pracowników fabryka mieściła się w wielkich halach ulokowanych po obu stronach ulicy Nyskiej. Ozdobne frontowe elewacje budynków dają pojęcie o potędze zakładu i zamożności właścicieli, którzy w efekcie zajść 1938 roku zmuszeni byli do opuszczenia Prudnika. Zakłady przejęła wówczas III Rzesza. Po wojnie przedsiębiorstwo pod nazwą Frotex przez dekady było znanym producentem wyrobów z frotte, ale nie przetrwało ono konfrontacji z tanimi chińskimi produktami.
Cmentarz żydowski z zachowanymi 150 nagrobkami w tym członków rodzin Fränklów i Pinkusów.
Rynek – bliżej wschodniej jego krawędzi stoi ratusz, w trzech narożnikach fontanna z dwugłowym orłem austriackich arcyksiążąt, kolumna maryjna oraz posąg Jana Nepomucena
Wieża Woka – pozostałość po prudnickim zamku. 41 metrowa wieża stanowiła miejsce ostatecznej obrony, czyli stołp. Niestety w trakcie naszej wizyty nie było możliwości wejścia na taras widokowy. U podnóża wieży znajduje się makieta zamku.
Centrum Tradycji Tkackich – upamiętnia tradycje rzemieślnicze miasta. Zlokalizowane jest w kamienicy ulokowanej na stromej skarpie w miejscu dawnych murów miejskich. Wewnątrz znajduje się malowidło z panoramą na zakłady Fränklów.
Arsenał – budynek zlokalizowany pomiędzy dwoma basztami, będący siedzibą Muzeum Ziemi Prudnickiej. Oprócz zbiorów muzealnych można tutaj zobaczyć kolekcję trofeów Stanisława Szozdy, znakomitego kolarza związanego z Prudnikiem.
Wieża Bramy Dolnej – wchodząca w dawny system umocnień obronnych miasta
Studnia Miłości – na okratowanej cembrowinie siedzi chłopak Wawrzek wpatrujący się w piękna dziewczynę Wiewiórę trzymającą dzban z wodą, widoczną na elewacji najbliższej kamienicy.
Dom Cechu Tkaczy – Dom Rzemiosła, siedziba Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców. W południowej ścianie dobrze widoczne są trzy kule armatnie z walk o Prudnik z końca XVIII wieku z wojny prusko-austriackiej.
Kościół św. Michała Archanioła – zabytkowa świątynia z połowy XVIII wieku, wybudowana w miejscu poprzedniej, którą tuż przed ukończeniem strawił pożar.
Dawny kościół ewangelicki pw. Chrystusa Króla – wybudowany w 1902 i rozebrany na przełomie lat ‘60/70. W jego miejscu stoi obecnie hala sportowa, przed którą znajduje się makieta nieistniejącej już świątyni oraz glorietta nagrobna rodziny Schüllerów w lokalizacji dawnego cmentarza.
Pomnik Stanisława Szozdy – przed budynkiem hali sportowej. Postać legendy kolarstwa na rowerze, z wieńcem przewieszonym przez ramię, cyklistówką na głowie z wyciągniętą prawą ręką niczym w oczekiwaniu na przybicie piątki.
Na tym kończymy naszą około trzygodzinną pętlę po Prudniku. Do Pokrzywnej wracamy inną drogą niż przed południem, decydując się na nieco bardziej górzystą opcję, ale za to z fenomenalnymi widokami na Góry Opawskie.
Przed Dębowcem, za kopalnią, przy parkingu odchodzi ścieżka do pomnika poety, Josepha von Eichendorffa. Za przejazdem kolejowym linii do Jindrzichowa po czeskiej stronie, gładziutkim asfaltem zjeżdżamy do Pokrzywnej, gdzie kończymy intensywny dzień w jednej z trzech smażalni, hodowli i łowisk ryb.
Pyszne smażone i wędzone pstrągi oraz jesiotry ściągają tłumy ludzi z bliższych i dalszych okolic, a także rowerzystów z czeskiej strony.
Dzień 7 – Z Kędzierzyna-Koźla do Polskiej Cerekwi (55 km)
Poprzedni dzień wykorzystaliśmy na poznawanie bliższych okolic Pokrzywnej, więc teraz czas ruszyć się dalej, 60 km na wschód do Kędzierzyna-Koźla. Parkujemy, a jakże, przy dworcu PKP.
Wzdłuż głównej drogi wyjazdowej po obu jej stronach są ścieżki rowerowe, więc centrum Kędzierzyna opuszczamy szybko i wygodnie.
Nad Odrę docieramy ścieżką poprowadzoną po wałach rzeki Kłodnicy, a następnie mostami nad dwoma odnogami Odry przedostajemy się do Koźla. Po chwili meldujemy się na kozielskim rynku robiąc pamiątkowe zdjęcia z uroczymi koziołkami.
Zanim wyjedziemy na właściwą trasę kręcimy się jeszcze trochę po alejkach położonego tuż obok parku zlokalizowanego na terenie dawnych fortyfikacji miejskich.
Jeszcze zaglądamy nad Odrę obejrzeć pięknie utrzymane obiekty hydrotechniczne Śluzy Koźle – można wejść na mostek na śluzą, zobaczyć wrota, ich ręczny napęd, sterowanie otwieraniem zastawek.
Z miasta wyjeżdżamy na zachód ulicami Chrobrego i Kozielską. Trzeba trochę uważać na ruch samochodowy, bo poruszamy się w ruchu ogólnym. Na granicy Koźla i Większyc wjeżdżamy wprost na ścieżkę rowerową „Szlakiem Kolejowym” z Większyc do Polskiej Cerekwi, poprowadzoną po nasypie nieczynnej linii kolejowej nr 195 z Koźla do Baborowa.
Przy wjeździe na ścieżkę od strony Większyc znajdziemy MOR z tablicą informacyjną, wiatą oraz powitalną bramą. Przed nami 16 km odseparowanej, równej i praktycznie płaskiej rowerowej ścieżki. Krajobraz obfituje w liczne pagórki i wzniesienia, pomiędzy którymi wije się szlak, dominują pola złote dojrzałym zbożem i zielone wzrastającą kukurydzą.
Na trasie mijamy kilka obiektów kolejowych, na które warto zwrócić uwagę:
Odrestaurowany budynek dworca w Reńskiej Wsi z przyległym do niego MOR-em. Jak czytamy na tablicy informacyjnej to jeden z trzech dworców o identycznej konstrukcji dworców na trasie – pozostałe to Długomiłowice i Sukowice
Dworzec w Długomiłowicach – ogólnie w niezłym stanie, ale nadszarpnięty zębem czasu – oby doczekał remontu. Dobrze widoczna krawędź peronu, rampa wyładowcza i plac kolejowy. Przy stacji znajduje się MOR.
Sukowice – pierwotnie jako stacja kolejowa, w latach ’80 zdegradowana do roli przystanku. Z dworca ostał się jedynie kanciasty klocek budynku, ale wyremontowany, z muralem na bocznej ścianie przypominającym o historii i wyglądzie miejsca. Obok znajduje się następny MOR z dużą wiatą
Domek dróżnika – ładnie utrzymany, w klimacie lokalnych budynków dworcowych budynek, w którym urzędował i mieszkał odpowiedzialny za bezpieczeństwo i odpowiedni stan przejazdu dróżnik.
MOR w Zakrzowie z pozostałościami po przystanku, dworcu lub może bocznicy. Ostał się jedynie murek dawnej rampy rozładunkowej.
Budynek dworca w Polskiej Cerekwi wraz z wieżą wodną. Niestety roślinność wzięła sobie teren we władanie i nie ma możliwości zwiedzenia stacji.
Tutaj ścieżka rowerowa się kończy, ale nie kończy się nasza trasa, bo 1,5 km dalej czekają na nas kolejne atrakcje. Po przekroczeniu ruchliwej drogi krajowej łączącej Kędzierzyn Koźle z Raciborzem wjeżdżamy na teren pałacu w Polskiej Cerekwi, niejako od tyłu, od strony stawu.
Najwyraźniej dawniej główny trakt wiódł przez centrum miejscowości, o czym świadczą zabudowania wraz z bramą wjazdową na teren posiadłości.
Tak też zorientowany jest sam budynek pałacu należący pierwotnie do Oppensdorfów, posiadający reprezentacyjny portal wejściowy i dwie wieże w narożnikach frontowej ściany. Na chwilę obecną budynek ma wymienione okna, odnowione wejście główne, zdaje się że również wyremontowany dach.
Na remont czeka cała elewacja dookoła strasząc podniszczoną cegłą pozbawioną już resztek tynku. Po rewitalizacji samego pałacu i parku, to będzie prawdziwa perełka.
Powyżej bramy wjazdowej, od głównej niegdyś drogi schodami w górę prowadzi do pochodzącego z XV wieku murowanego, jednonawowego kościoła pw. Wniebowzięcia NMP. Po zniszczeniach wojennych odtworzony został barokowy wystrój wnętrza, które jest jasne w odbiorze, z polichromiami o delikatnej kolorystyce.
Wracamy tą samą drogą, z tym, że za stacją kolejową w Długomiłowicach skręcamy w prawo i jedziemy równoległą do dawnych torów drogą. Dzięki temu robimy krótki postój na plaży Zalewu Dębowa oraz mijamy ukryty w lesie cmentarz żydowski.
Do Koźla wjeżdżamy od strony parku, po którym kręciliśmy przed południem. Do miejsca startu, czyli w okolice dworca PKP Kędzierzyn-Koźle wracamy sprawdzoną trasą mostami nad Odrą, ścieżką wzdłuż Kłodnicy i wygodną rowerówką wzdłuż ul. Kozielskiej.
Trasa łatwa, wygodna i bezpieczna, ale jedną z „ciekawostek” są pomalowane na żółto płotki w formie tak zwanych „cielętników” przy każdym przejeździe przez lokalną drogę. Dla jadących z przyczepkami rowerowymi lawirowanie między nimi musi być prawdziwą męczarnią.
Dzień 8 – Wokół Pokrzywnej (10 km)
Na niedzielę w grze były dwie propozycje – albo wycieczka na Biskupią Kopę, albo spacer na pizzę do Jarnołtówka. Która opcja zwyciężyła? Bez burzliwych dyskusji, rzecz jasna pizza. Ale żeby nie było tak prosto, zamiast podążać asfaltem, postanowiliśmy zrobić pętlę niebieskim szlakiem.
400 metrów od skrzyżowania w Pokrzywnej w prawo odchodzi niebieski szlak, który aż do Jarnołtówka pokrywa się z zielonym szlakiem Ścieżki Przyrodniczo-Edukacyjnej przez Olszak. Ścieżka delikatnie pnie się w górę poprzez widny las. Pierwszą atrakcją na trasie jest Morskie Oczko, czyli niewielkie zagłębienie w terenie, w miejscu wydobycia kamienia, wypełnione wodą i pokryte rzęsą.
Po łagodnym podejściu stajemy na Olszaku (453 m.n.p.m) – niewysoki szczyt zdobią kopczyki z kamieniu uformowane na korzeniach przewróconych drzew.
Schodząc z Olszaka napotykamy kolejną nieckę dawnego kamieniołomu, dla odmiany nazwaną Żabim Oczkiem. Pod zieloną taflą rzęsy kryje się 10 metrowa głębia, a nad powierzchnią jeziorka skalna ściana o wysokości 17 metrów, zakończona ostrymi zębami skał.
Kolejnym szczytem jest Kazalnica (432 m.n.p.m.), oraz atrakcyjny punkt widokowy przy zespole skał zwanych Karolinkami, z widokiem na Kopę Biskupią oraz rozciągającą się u podstawy wzniesienia dolinę.
Schodzimy do Jarnołtówka i jako że mamy za sobą połowę drogi robimy przerwę na polecaną nam przez wszystkich pyszną włoską pizzę. Niestety stoliki na zewnątrz były zajęte, ale w środku klimatyzowanego lokalu nie było problemu ze znalezieniem wolnych miejsc. Faktycznie, rekomendacje okazały się trafione – pizza okazała się wyśmienita.
Z lekka rozleniwieni ruszamy w drogę powrotną, a tu od razu ścieżka odbija z asfaltu i ostro rwie w górę, momentami po głazach. Ten kompleks sterczących z ziemi skał zwie się Karlikami. Dalej ścieżka prowadzi przez las już zdecydowanie spokojniej, chociaż różnej maści latające owady dają się we znaki.
Następną atrakcją na szlaku jest położone na zboczach Bukowej Góry Piekiełko – to nieczynne wyrobisko kamieniołomu, z wąską ścieżką prowadzącą w dół pomiędzy postrzępionymi ścianami skalnymi – na końcu według legendy znajdują się wrota do piekieł… Pewności nie mamy, bo brakło odważnego, który by to sprawdził.
Po minięciu rozdroża na chwilę wychodzimy na otwarty teren skąd pięknie widać Kopę Biskupią. Widoki kończą się po wejściu do lasu, zaczynają się za to schody, w dodatku dosłownie, a nie w przenośni. Wkraczamy na Perć Gwarków, która wita nas kilkunastometrowej wysokości ścianą, którą pokonuje się prawie pionową metalową drabiną.
Gdy wydaje nam się, że trudności już za nami, to po okrążeniu skały czeka nas następna atrakcja, strome zejście wąwozem pod łupkowych płytach niczym po schodach dla olbrzymów. Jednak po drabinie było i łatwiej, i wygodniej.
Teraz na spokojnie schodzimy sobie Cichą Doliną wzdłuż szemrzącego z boku Bystrego Potoku.
Mijamy dawną sztolnię oraz pozostałości skoczni narciarskiej, dochodząc w końcu do urokliwej polany z wiatami do odpoczynku oraz kaplicą polową. Dolina zaraz się kończy, przy drodze z Jarnołtówka do Pokrzywnej, ale my ponownie wbijamy się w zbocze i leśną drogą kontynuujemy spacer.
Poniżej drogi, wzdłuż Złotego Potoku widać kampingi i domki. W końcu docieramy do wielkiego, pełnego gwaru i muzyki kompleksu wypoczynkowego w Pokrzywnej, czyli parku wodnego połączonego z łowiskiem i hotelem.
Nam pozostaje już tylko przeskoczyć przez niewielki grzbieciki i jesteśmy w naszym cichym i spokojnym Przystanku Pokrzywna. Dzień kończymy jeszcze kawą wypitą na pływającym tarasie kolejnego w miejscowości łowiska ryb.
Dzień 9 – Aleją Lipową z Prudnika do Mosznej (47 km)
To dzień, na który chyba wszyscy czekali, a mianowicie wizyta na zamku w Mosznej. Parkujemy samochód w Prudniku i dalej już na rowerach przemierzamy 22 km dzielące nas od ikonicznego pałacu. Jedynie przejazd przez Prudnik odbywa się w ruchu ogólnym, a cała reszta drogi poprowadzona jest wydzielona ścieżką rowerową obok DW414 prowadzącej do Opola.
Tuż za Lubrzą zaczyna się jedna z najdłuższych na Opolszczyźnie, bo licząca przeszło 2 km Aleja Lipowa, licząca dawniej około 350 okazów, niestety obecnie jest ich koło 100 szt. mniej. Do niedawna pomiędzy dorodnymi lipami przemieszczały się auta, ale jezdnia została przesunięta kilkadziesiąt metrów na wschód, a aleja oddana do dyspozycji rowerzystów.
Przed Białą, ścieżka rowerowa skręca ku centrum miejscowości. Przy położonym w parku granitowym obelisku ku pamięci mieszkańców poległych w czasie I Wojny Światowej skręcamy w lewo i podjeżdżamy na wzniesienie.
Na jego szczycie którego znajdują się pozostałości średniowiecznego grodziska, a na przeciwległym zboczu żydowski cmentarz z trzema tysiącami pochówków. Przekrzywione macewy, wszędobylska zieleń, która zawładnęła kirkutem oraz zmurszała cegła resztek bramy robią przygnębiające wrażenie.
Wjazdu do centrum strzeże Wieża Prudnicka. Położony nieopodal rynek na pierwszy rzut oka wygląda jak wiele innych, ale po chwili dociera do nas, że jego połowę zajmują ustawione w szeregu kamienice.
Położony obok rynku kościół z XVI gotycki w formie, a raczej barokowy w wystroju, z pociemniałym tynkiem i odcinającą się bielą wieży oraz czerwienią ceglanej plebani, co wprowadza jakiś zamęt w odbiorze całości.
Zabudowania zamku Prószkowskich lub Pruszkowskich (w zależności kto montował tablicę na elewacji) czekają remontu i lepszych czasów. To ostatni zabytek jaki oglądamy w Białej.
Teraz przed nami kilka kilometrów komfortowej rowerowej ścieżki i cel naszej wyprawy, czyli zamek w Mosznej.
Najpierw witają nas posągi dyskoboli na bramie, od której dawna reprezentacyjna aleja prowadziła wprost na zamkowy dziedziniec.
Teraz wjazd zlokalizowany jest od wschodniej strony, gdzie obok stawu znajdują się parking i kasa. Przy kasie zostawiamy rowery i pieszo udajemy się na zwiedzanie. Od pierwszego momentu zamek o 365 pomieszczeniach i 99 wieżyczkach zaskakuje oraz oszołamia, chociaż widzimy jedynie boczne skrzydło.
Wchodzimy głównym wejściem i zaczynamy zwiedzanie części udostępnionej dla turystów – nie po całym zamku można się poruszać, gdyż większą jego część zajmuje hotel z infrastrukturą dla gości.
Ale to co widzimy podczas przejścia wytyczoną dla turystów trasą jest i tak niesamowite – komnaty, gabinety, klatka schodowa, galeria ze sceną, biblioteka, kominek, gabinet, sypialnia, łazienka liczne dzieła sztuki oraz kaplica.
Od strony parku i ogrodu, na osi zamku znajduje się wielka, podłużna fontanna, która cieszy oczy dynamicznym spektaklem w rytm muzyki (a wieczorami również świateł).
Dalej prowadzi parkowa aleja z położonymi po jej oby stronach kanałami wodnymi i mostkami, na końcu której dawniej stał pomnik jednego z właścicieli posiadłości, Huberta von Tiele–Wincklera.
Powrót do Prudnika odbywa się inną drogą, już nie rowerową ścieżką, ale bocznymi drogami ze znikomym ruchem samochodów. Z Mosznej przez Urszulanowice kierujemy się na Nową Wieś Prudnicką i Gostomię. Pierwszy odcinek prowadzi poprzez tereny leśne miłą szutróweczką. Po wyjeździe z lasu, przy polnej drodze rozkładamy się z całym majdanem na odpoczynek i gotowanie obiadu. Niestety, nie było nam dane w spokoju spożyć posiłku, bo niebo od strony Gór Opawskich nabrało granatowo-czarnej barwy. W pośpiechu spakowaliśmy manele, obserwując z niepokojem jak suną na nas dwie nawałnice.
Nie ujechaliśmy nawet 500 metrów, jak rozpętało się prawdziwe piekło – próbowaliśmy znaleźć schronienie za pniami drzewa przed falami deszczu wymieszanymi z piachem, gnanymi huraganowym wiatrem. Siła wiatru była taka, że z przyczepy ciągnika zwiało kilkusetkilogramowe baloty słomy – gdyby coś takiego dopadło nas na otwartym terenie nie mielibyśmy najmniejszych szans utrzymać się na rowerach. Piętnaście minut szaleństwa i wszystko minęło jak nożem uciął. Wyruszaliśmy w ostatnimi kroplami deszczu, by już za chwilę ponownie jechać w pełnym słońcu.
Następny przystanek robimy w Solcu, gdzie w miejscu obecnego kościoła do 1810 roku (kiedy to miała miejsce kasata dóbr kościelnych na podstawie edyktu króla Prus) znajdowała się komandoria Joannitów wraz z folwarkiem. Joannici gospodarujący tutaj od XIII wieku podzielili los kilkudziesięciu zakonów męskich i żeńskich na Śląsku w związku z koniecznością zapłaty przez Prusy kontrybucji wojennych nałożonych przez Napoleona. Na murze kościoła znajdują się oznaczeniu Szlaku Joannitów oraz tablica upamiętniająca ich działalność w latach 1285-1810.
Cała droga powrotna obfituje w sielskie krajobrazy z szachownicą złotych od zbóż pól i zielonych łanów kukurydzy na okolicznych pagórkach. Przemierzamy tak lokalnymi asfaltami Olbrachcice, Słoków aż po Olszynkę, gdzie odbijamy na prawo w polną drogę.
Po wyjechaniu na wzgórze mamy niczym niezmącony widok na Góry Opawskie w całej rozciągłości. Droga polna całkiem przyzwoitej jakości, delikatnie opada ku DK40, ale jak tylko dojeżdżamy do niej, to od razu kierujemy się w prawo, ku centrum Lubrzy, po czym domykamy pętlę tuż przed początkiem Alei Lipowej.
Kończymy naszą wycieczkę wracając na parking w Prudniku dokładnie tą samą trasą, którą rano przemierzaliśmy w kierunku Mosznej.
Dzień 10 – Szlakiem Czarownic z Otmuchowa do Paczkowa (39 km)
Z Pokrzywnej do Otmuchowa przez Nysę jest niecała godzinka jazdy autem, coś koło 40 km. Parkujemy w samym centrum, ale ze względu na lokalizację wszystkich atrakcji miejscowości w promieniu kilkuset metrów, pozostawiamy rowery na przyczepie i na początek pieszo udajemy się na zwiedzanie miasta.
Zaczynamy od rynku, po którego prawej stronie zlokalizowany jest przepiękny, pochodzący z XVI wieku renesansowy ratusz. Budynek jest odrestaurowany i zadbany, a na szczególną uwagę zasługuje sgraffiti na elewacji oraz umieszczony na narożniku budynku zegar słoneczny.
U góry pochyłego rynku znajduje się barokowy kościół pokolegiacki pw. św. Mikołaja i Franciszka Ksawerego. Z zewnątrz choć zadbany, to nie wyróżnia się jakoś szczególnie bryłą, ani ornamentyką, natomiast po wejściu do jego wnętrza stajemy jak oniemiali.
Środek jest po prostu cudny mimo że barokowy, a to akurat styl za którym szczególnie nie przepadam. Czerń ołtarzy i ambony, złoto ornamentów, wyrazistość fresków, a wszystko to rozświetlone promieniami wpadającego przez okna słońca, nadają temu miejscu jakiegoś duchowego bogactwa.
Następnie przenosimy się do położonego nieopodal otmuchowskiego zamku, w którym obecnie funkcjonuje hotel, ale w części jest on udostępniony do zwiedzania.
Kamienną drogą wchodzimy za mury obronne, skąd z dziecińca ku dawnej sali rycerskiej prowadzą tak zwane „końskie schody”.
W recepcji uiszczamy opłatę i otrzymujemy klucze na wieżę, na którą zdecydowanie warto wejść ze względu na rozpościerające się widoki. W dole widzimy rynek, nad nim kościół, z przeciwnej strony panoramę Gór Opawskich i Jeseników, a po bokach połyskujące tafle jezior, Nyskiego i Otmuchowskiego.
Zwiedziwszy centrum Otmuchowa wsiadamy na rowery i Szlakiem Czarownic zmierzamy w kierunku Paczkowa. Liczyliśmy na to, że ze względu na burzliwą historię pogranicza, wojny husyckie, reformację, procesy o czary, itp., taki tematyczny szlak będzie miał na trasie tablice i drogowskazy do miejsc związanych z „polowaniem na czarownice”. Niestety, poza czarnymi znakami szlaku nic więcej nie znaleźliśmy.
Z Otmuchowa do Lubiatowa mamy jakieś 10 km i kolejnych 7 do Paczkowa. Początkowo za towarzysza mamy widoczne po lewej stronie Jezioro Otmuchowskie, ale jako, że poruszamy się jezdnią, to zbytnio się do niego nie zbliżamy, aż ostatecznie na dobre tracimy go z oczu.
W Lubiatowie zatrzymujemy się przy kościele pw. św. Wawrzyńca i Mikołaja, ale jako że jest zamknięty, to obchodzimy go jedynie dookoła. Z kościelnym murem sąsiadują chylące się ku upadkowi budynki dawnego dworu i spichlerza.
Zapadnięte dachy, puste otwory okienne, głębokie rysy na murach sprawiają przygnębiające wrażenie. Na stronie Muzeum Powiatowego w Nysie znajdujemy informację, że początki dworu datowane są na około 1600 rok.
Następna miejscowość to Pomianów Dolny, ale tutaj niestety nie wykazaliśmy się należytą czujnością – młyn i przylegający do niego budynek, ze względu na liczne zdobienia i dekoracyjny daszek nad wejściem wzięliśmy z pałacyk.
Niestety dopiero po jakimś czasie zrozumieliśmy nasz błąd, ale wtedy już nie było okazji obejrzeć położonego w głębi, za młynem parku, pałacu i mauzoleum rodziny von Zedlitz und Trutzschler. Taka nasza podróżnicza wtopa.
Paczków zwany polskim Carcassonne wita nas zadbanym rynkiem ze stojącymi pośrodku kamieniczkami i ratuszem oraz górującymi nad mini bryłą i wieżą kościoła św. Jana Ewangelisty. Podobieństwo do Carcassonne wynika z zachowanych murów obronnych okalających ścisłe centrum.
W muchach obronnych znajdują się cztery wieże bramne strzegące dawniej dostępu do płożonego za murami miasta – Wrocławska, Ząbkowicka, Kłodzka oraz Nyska.
Na zewnątrz murów obronnych znajduje się ceglany, noegotycki kościół z początku XX wieku, początkowo ewangelicki, obecnie katolicki pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Jak to w budowlach wzorowanych na gotyku wysokie okna wpuszczają dużo światła, pomalowane na biało tynki dodają wnętrzu jasności, co ładnie kontrastuje z ciemna czerwienią cegły. Surowemu wnętrzu „ciepła” dodają witraże i rzeźbiona w drewnie droga krzyżowa.
Przy okazji zwiedzania kościoła, jeden z mieszkańców Paczkowa, podpowiedział nam, że można wejść na położoną tuż obok wieżę Bramy Wrocławskiej, zatem skwapliwie wykorzystaliśmy nadarzającą się drugi raz tego dnia okazję podziwiania okolic z wysokości. Z góry dobrze widać zabudowę centrum Paczkowa na tle panoramy Jeseników.
Do Otmuchowa wracamy południową stroną Jeziora Otmuchowskiego, ale niestety ani razu nie łapiemy z nim kontaktu. Ten brak rekompensują nam za to widoki na położone na południu góry, które po opuszczeniu Paczkowa mamy na wyciągnięcie ręki od prawa do lewa.
Droga mija nam spokojnie, żeby nie powiedzieć leniwie, przystajemy tylko co jakiś czas, żeby przyglądnąć się mijanym zabytkom: pałac w Ujeźdźcu, będący obecnie w remoncie kościół pw. Św. Katarzyny Aleksandryjskiej, neogotycki, XIX wieczny ceglany kościół pw. Św. Jadwigi w Trzeboszowicach oraz pochodzący z przełomu XVI i XVII wieku kościół p.w. św. Marcina w Ratnowicach.
Za Ratnowicami musimy trochę zagęścić ruchy, bo kumulacja ciemnych chmur na niebie zdaje się potwierdzać zapowiadane na popołudnie pogorszenie pogody. Z pierwszymi kroplami ciepłego deszczu dopadamy naszego parkingu – zarządzam podział ekipy – ja pakuję sprzęt, reszta poszukuje pizzy i miejsca na przeczekanie opadów. Na szczęście wyszło jak w przysłowiu – z wielkiej chmury mały deszcz i po pół godzinie ponownie korzystaliśmy ze słońca pałaszując pizzę na otmuchowskim rynku.
W tym miejscu kończymy drugą część relacji z odkrywania opolskich rowerowych tras i atrakcji. W trzeciej i zarazem ostatniej odsłonie naszych wakacyjnych wspomnień poznacie ciekawostki i atrakcje ostatnich pięciu dni naszego pobytu oraz posumowanie całości wyjazdu. Link do trzeciej części relacji zamieszczamy poniżej. Oczywiście na końcu czekają na Was pliki GPX z przebiegami tras oraz mapy poszczególnych etapów.
CZĘŚĆ TRZECIA – już 29.02.2024
Dzień 11 – Deszczowa Nysa
Dzień 12 – Kajakiem po Odrze i Cystersi w Rudach
Dzień 13 – Wokół Jeziora Nyskiego
Dzień 14 – Z Krapkowic do Mosznej śladem pałaców
Dzień 15 – Po Pokrzywnej i podsumowanie