Bartłomiej Pawlak
Na jednym z wyjazdów padło pytanie: a co jest na prawo i w górę od Krakowa? Dlaczego nigdy nie wybraliśmy się w tamte rejony? Dobre pytanie, ale tak na poczekaniu nikt nie mógł wymyślić sensownej odpowiedzi. Po powrocie z wyjazdu nie dawało mi to spokoju i zacząłem robić research. Z pomocą przyszedł kolega z pracy, który podsunął mi wyszukaną w necie pętlę przez Proszowice i Nowe Brzesko. Zapowiadała się obiecująco, kierunek jak najbardziej nam odpowiadał, kilometraż koło 90 km również. Nie minęły dwa dni, jak po konsultacjach z Piotrem i licznych modyfikacjach trasa wycieczki nabrała ostatecznego kształtu i urosła do 115 km. Niestety termin wyjazdu byliśmy zmuszeni odłożyć o tydzień ze względu na niesprzyjającą pogodę, a i w kolejnym tygodniu mało co, a również nie doszłaby do skutku. Powodem tego był wirus, początki epidemii i pierwsze wprowadzane obostrzenia. Po dłuższym namyśle postanowiliśmy jednak ruszyć w trasę, ale zachowując szczególne środki ostrożności.
Trochę dziwny był to wyjazd, bo niejako w trójkę, ale po prawdzie osobno. Skończyło się wspólne częstowanie herbatą z termosa na postoju, dzielenie czym kto miał w sakwach – ogólnie zrobiło się aspołecznie. Nie zakładaliśmy w najgorszych scenariuszach tego, co miało nastąpić za kilka dni, czyli zaostrzenia zakazów, przez które na jakiś czas turystyka rowerowa zamarła.
Przez Salwator przemykam samotnie, jako że ze względu na kierunek jazdy na miejsce spotkania wybraliśmy Dworek Białoprądnicki. Na miejscu czekali już na mnie Jacek z Piotrem. Wzdłuż Autostrady Zachodzącego Słońca mkniemy w kierunku Nowej Huty. Zawsze staram się wprowadzić jakiś nieznany wcześniej element do trasy zamiast utartych dróg. Tak było i tym razem, do ul. Kocmyrzowskiej dojechaliśmy tak zwanymi Plantami Bieńczyckimi, czyli założeniem parkowo-spacerowym ciągnącym się od os. Kombatantów, przez Kolorowe, Wysokie, Kazimierzowskie aż po os. Przy Arce – miła odmiana od objeżdżonych rowerowych ścieżek. Dalej trasa prowadzi przez Wzgórza Krzesławickie, gdzie na wysokości kościoła skręcamy w prawo i przez Luboczę i Łuczanowice opuszczamy Kraków. Pierwszy intensywny podjazd czekał na nas w Dojazdowie, kolejny choć krótszy, ale bardziej intensywny za kościołem w Przysiółku Luborzyckim. Cały odcinek do Proszowic obfitował w liczne podjazdy, ale w zamian za to nagradzał długimi, przyjemnymi zjazdami. Przez Goszyce, Skrzeszowice, Gnatowice aż do Przesławic droga wije się między prostokątami pól uprawnych, przez pagórkowate tereny rolnicze. W Przesławicach przejeżdżamy na drugą stronę DW775 ze Słomnik do Nowego Brzeska i równoległą do niej asfaltową drogą między zabudowaniami kierujemy się w stronę Proszowic.
W pewnym momencie asfaltówka przechodzi w dość wyboistą po zimie drogę gruntową. Normalnie nie stanowiłoby to problemu, ale właśnie teraz tylna opona w rowerze Jacka postanowiła utrudnić nam życie – jak chlaśnięta nożem przy obręczy zaczęła się rozwarstwiać, co powodowało nieznośne bicie całego koła. Będąc w połowie drogi i nie posiadając zapasowej opony nie pozostało nam nic innego jak powoli kontynuować jazdę obserwując koło. W razie konieczności pozostał jeszcze wariant powrotu do Krakowa busem z Proszowic lub Nowego Brzeska.
W Proszowicach Piotr pokazał nam park z amfiteatrem, rynek z pomnikiem Tadeusza Kościuszki oraz stary stalowy wiadukt będący pozostałością po jeżdżącej przez te tereny kolejce wąskotorowej zwanej „Kocmyrzówką”.
Opuszczając Proszowice zahaczamy jeszcze o miejsce, w którym ulokowane są poniemieckie betonowe bunkry, z okopami, umocnieniami i schronem w ziemiance. Rzecz jasna wszystkie te miejsca zobaczyliśmy w przelocie, dokładne zwiedzanie trzeba było odłożyć na bezpieczniejszy czas.
Przez Łaganów i Rudno Górne zmierzamy do Nowego Brzeska. Chwila zamyślenia i przegapiłem skręt w lewo. Dzięki temu zarobiliśmy w gratisie podjazd ekstra. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – nad przydrożnym potokiem zobaczyliśmy efekty pracy bobrzej rodziny: ścięte drzewka i mnóstwo wiórów. Nieopodal pod lasem kolejna atrakcja – pasieka malowniczo ulokowana pod lasem na zboczu pagórka.
W Nowym Brzesku tylko na moment przystajemy na rynku, by już po chwili przeprawić się przez wąski i długi most na drugą stronę Wisły. Kilkunastominutowy popas robimy na MORze Ispina. Kontrola stanu opony wykazuje kolejne uszkodzenie, ale decydujemy się na dalszą jazdę. Z Ispiny na prawo w kierunku Woli Batorskiej mamy do dyspozycji oddaną w poprzednim sezonie wygodną, odseparowaną ścieżkę rowerową. Niestety na chwilę obecną kończy się ona w Chobocie i kolejnych kilka kilometrów do Woli Batorskiej trzeba pokonać w ruchu ogólnym. My jeszcze odbijamy na lewo, żeby rzucić okiem na kąpielisko Bobrowe Rozlewisko.
O tej porze roku jeszcze zamknięte, ale w sezonie cieszące się dużym zainteresowaniem. W Woli Batorskiej ku końcowi ma się budowa dużego parkingu bike&ride. Nie kontynuujemy jazdy do Niepołomic, tylko wskakujemy na szlak VeloMetropolis i wkrótce po raz kolejny przejeżdżamy mostem nad Wisłą w ciągu ulicy Brzeskiej. Tak jak poprzednio wybieramy wariant powrotny do Krakowa przez Przylasek Rusiecki, ale tym razem inną trasą jadąc przez Branice do Pleszowa. Na ul. Igołomskiej na wysokości fortu Mogiła rozstajemy się z Jackiem, który przez Plac Centralny wraca do siebie, a my z Piotrem jeszcze odkrywamy uroki uliczek i zabudowy Mogiły oraz industrialnych terenów Łęgu. Przy Nowohuckiej rozjeżdżamy się w różnych kierunkach – Piotr obiera kurs na centrum, a ja przeciwny, na Podgórze. I tak każdy domyka pętlę ze wskazaniem licznika powyżej 120 km. Bilans przewyższeń to blisko 700 m, więc nie mało, ale rozbite na sporą ilość podjazdów, więc jakoś rozeszło się to po kościach.
Pomimo tego, że trasa w większości prowadziła drogami publicznymi, ruch samochodowy był znikomy. Wycieczka niezwykle ciekawa i malownicza. Wiedzie przez urodzajne rolnicze tereny, drogi wiją się między polami uprawnymi, mija się liczne obejścia gospodarskie, miejscami czas jakby zwolnił albo wręcz się zatrzymał. Ten wyjazd ze względu na porę roku i ograniczenia wynikające z Covid-19 potraktowaliśmy jako rekonesans. Koniecznie będziemy chcieli go powtórzyć w liczniejszym gronie jak tylko będzie to możliwe, w korzystniejszej dla rowerowych wycieczek porze roku. Na pewno więcej czasu poświęcimy na przyjrzenie się charakterystycznej zabudowie Proszowic i Nowego Brzeska, poszukamy śladów dawnej Kocmyrzówki, jak również zaznajomimy się bliżej z proszowickimi schronami. Pewnie wprowadzimy jakieś modyfikacje w przebiegu trasy rozbudowując ją o dodatkowe atrakcje. Obserwujcie nas na bieżąco na Facebooku – na pewno damy Wam znać jak będziemy planowali wyjazd.
GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ