Skip to content
Menu
Wiatr w Szprychach
  • Strona główna
  • Relacje
  • Rozmowy
  • Różne Różności
  • Kontakt
Wiatr w Szprychach

Z Nowego do Nowego, czyli włoski na nogach na sztorc

Opublikowano 10 marca 202211 lipca 2023

Piotr Jaworski-Grzanka

Zapowiada się ciepły sierpniowy dzień. Kilka dni lało i zaczynało mi brakować jazdy na rowerze. Skoro tak, to szybka decyzja – jadę!

Siadam do komputera i kupuję bilety do Nowego Targu oraz z Nowego Sącza do Krakowa! Tak, to VeloDunajec. Dzwonię do Bartka i dowiaduję się, że tego samego dnia planuje on rodzinną, męską wyprawę szlakiem El Poprado. Zazdroszczę mu tego pomysłu, który mam nadzieję zrealizować w 2022 roku. Umawiamy się zatem na spotkanie naszych dwóch wypraw na styku tras w Starym Sączu. Historię wyprawy Bartka pewnie mieliście już okazję przeczytać nie tak dawno temu – polecam – EL POPRADO – przełomem Popradu.

Jest 3:30, pora wstawać i wyruszać na dworzec. Pociąg TLK 53170 Karpaty relacji Gdynia Główna – Zakopane 4:51 rano. Dobrze, że są jeszcze wakacje – pociągi kursują normalnie. Jak pewnie wiecie, od kilku lat remontowana jest sukcesywnie linia kolejowa na odcinku od Suchej Beskidzkiej do Zakopanego, co skutkuje tym, że tylko w sezonie można się przejechać pociągiem. Taka sama sytuacja dotyczy linii Stary Sącz – Krynica Zdrój.

Korzystając więc z okazji przemykam nocą przez miasto. Jest jeszcze ciemno i dosyć chłodno. Ubrałem sobie co prawda 3 warstwy, ale nie jest dobrze!

W pociągu znajduję właściwy wagon, w którym spotykam inną rowerzystkę wracającą właśnie z objazdu rowerowego nad Morzem Bałtyckim. W podróży towarzyszy mi do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie wysiada. Jadąc dalej podziwiam wielkie mgły zalegające nad Zalewem Mucharskim. Samej zapory w Świnnej Porębie nie widać – mgły skutecznie zasłaniają widoki.

Jezioro Mucharskie we mgle

Docieram do Nowego Targu zgodnie z rozkładem o 7:42 i po wyjściu z pociągu przeżywam szok – 4 stopnie Celsjusza – włoski na nogach mi się zjeżyły! Co robić, chyba trzeba poszukać jakieś gorącej kawki. Wyjazd z peronu jest spoko, natomiast przed pięknie odnowionym dworcem nie wiem jak mam jechać dalej patrząc na ślad GPX-a w moim liczniku/nawigacji Wahoo.

Skręcam w lewo i docieram do stacji benzynowej, na której kupuję kawę. Ciepłe espresso stawia na nogi, ale nie rozgrzewa tak jak bym chciał. Pora wyruszać. Chwilę błądzę szukając skrótu – nie udaje się. Muszę zwrócić uwagę, że wyjazd z dworca w kierunku szlaku rowerowego VeloDunajec nie jest oznakowany i powinno się to zmienić. Docieram do trasy i do pierwszego znanego wam punktu Nowotarskiej Strefy Relaksu nad brzegiem Dunajca, gdzie na tablicy rozwieszam naszą flagę Wiatru w Szprychach i dzwonię do Bartka. Ekipa jeszcze w drodze, w pociągu do Krynicy. Postanawiam ruszać. Dotkliwy poranny chłód – myślę przestanie mi przeszkadzać, jak zacznę z przytupem i rozwinę odpowiednią prędkość. Mijając znany Wam pomnik owcy rowerzystki przeskakuję kładką na drugą stronę Dunajca i ruszam z kopyta.

Nowotarska Strefa Relaksu

Zaczyna się ładny dzień, mgły już opadły, trasa jest pusta, to sunę. Szybko mijam Łopuszną i zatrzymuję się na małe poranne szamanko w MOR Harklowa. Mam ze sobą termos z kawą – dodatek energii bardzo pomaga i ruszam dalej. Docieram do Dębna i pomykam wzdłuż czerwono-białych barierek.

Dębno Podhalańskie – bateria patriotów

Za chwilę pojawia się Zalew Czorsztyński. Jest piękny ranek, pusta droga – czego chcieć więcej? Jadę dalej i napotykam fajną miejscówkę zaraz przed wjazdem na zaporę boczną we Frydmanie (kawałek za MOREM) Przystań na Skarpie – spotykam właściciela Kamila, który właśnie otwiera lokal dla klientów i uruchamia ekspres do kawy.

MOR we Frydmanie

Nie trzeba mnie długo namawiać, zamawiam kolejne espresso i rozmawiamy, jak VeloDunajec oraz VeloCzorsztyn zmieniły turystykę w ostatnim czasie. Wielki bum! Pojawili się nie tylko rowerzyści sakwiarze jak ja, czy grupy trenujących kolarzy zarówno amatorskich i zawodowych, ale także wiele rodzin chcących rekreacyjnie spędzić czas na rowerach. To dobra zmiana. Widać to chociażby po ilości nowych miejsc, jakie się otwarły np. w pobliżu Przystani Wodnej we Frydmanie. Dziękuję Kamilowi za kawę i wyruszam dalej jadąc południową trasą VeloCzorsztyn, która idzie tym samym śladem, co VeloDunajec.

Jezioro Czorsztyńskie – zapora boczna

Drobna refleksja – jeśli jesteście zainteresowani rekreacyjnym przejazdem nad VeloCzorsztyn to warto pamiętać, że północna część jest prawie zupełnie płaska i nadaje się dla wszystkich. Ta południowa już nie do końca. Dla niektórych przeszkodą może być wyjazd do Falsztyna (105 m w górę). Właśnie docieram na górkę w Falsztynie – wokoło coraz więcej miejsc, gdzie można się zatrzymać i zjeść lub napić.

Podjazd do Falsztyna z widokiem na jezioro

Zaraz jak zaczyna się zjazd w dół po czerwonym asfalcie znajduje się także punkt gastronomiczny z lodami i piwem – dla każdego coś dobrego. Siedząc w ogrodzie przede mną rozpościera się fajny widok! Jest już cieplej, można się pokusić o gałeczkę lodów.

Czerwona Droga z widokiem na jezioro

Czerwona ścieżka wije się w dół i miło się połyka kolejne odcinki. Docieram do Niedzicy – kończy się tu odcinek asfaltowy VeloDunajec. Dalej wzdłuż drogi wojewódzkiej obok zamku i zapory jedziecie się już albo asfaltem – co rekomenduję, albo starą ścieżką rowerową wykonaną z kostki, która kilka razy przerzucana jest z jednej strony drogi na drugą (3,2 km).

Nad brzegiem z zamkiem w Niedzicy w tle

Moim zdaniem to ten fragment nadaje się do odświeżenia. Docieram do drugiej zapory w Sromowcach – tu trzeba pamiętać o skręcie zaraz za nią w prawo i znowu zaczyna się miodzio – kolejny odcinek asfaltowej VeloDunajec. Sromowce Wyżne, za chwilę Sromowce Niżne i docieram do kładki, którą przekraczam granicę polsko-słowacką.

W Sromowcach jadąc obok Biura Spływu Dunajcem i ogromnego pełnego aut parkingu zaczynam rozumieć co się dzieje.

Sromowce Wyżne – na parkingu przy przystani

W związku z wiadomymi ograniczeniami wcześniej wypełniłem i przesłałem stosowne zgłoszenie zdrowotne dla Słowaków (będąc zaszczepionym i posiadając tzw. paszport COVIDowy) – ale nie spotykam nikogo, kto by się tym tematem zainteresował. Na kładce sporo ludzi, sytuacja wręcz niepandemiczna.

Spływ Przełomem Dunajca

Do Czerwonego Klasztoru dojeżdżam nikłą, wąską asfaltową ścieżką. Przede mną najpiękniejsza część trasy – Przełom Dunajca (utwardzona gruntówka czasem beton – 8,5 km). Na samej trasie pieszo rowerowej o tej porze przedpołudniowej nie było jakiegoś dużego ruchu. Co innego zaś działo się na rzece – potwierdziły się moje podejrzenia. Flisacy mieli szczyt sezonu. Cała rzeka pełna spływających turystów. Dawno nie widziałem takiej kumulacji.

Jadąc zatrzymuję się co chwilę by robić zdjęcia – także tym dzikim tłumom ludzi płynących Dunajcem – fiesta trwa! Całe szczęście widoki na Trzy Korony i Sokolicę robią swoją robotę!

Trzy Korony

Wracam do PL – przede mną znowu kiepski odcinek 2,5 km. Gmina Szczawnica wyremontowała promenadę do granicy, niestety nie likwidując kostki na ścieżce rowerowej, a tylko zmieniając jej rodzaj. Niezbyt to poprawiło warunki jazdy. Nie ma co narzekać – widoki rekompensują wszystko.

Szczawnica – dreptak nad Grajcarkiem

W Szczawnicy decyduję się na małą przerwę w podróży. Skręcam na deptak nad Grajcarkiem i pojawiam się pod wyciągiem szukając dobrego miejsca na okolicznościową fotę Wiatru W Szprychach.

Szczawnica – dolna stacja kolejki na Palenicę

Sam dojazd wzdłuż Grajcarka jest także niezbyt komfortowy – po kostce i w dużym tłumie turystów. Szybko więc konsumuję co nieco i zbieram się do dalszej drogi. Jestem bardzo ciekawy nowych odcinków VeloDunajec wykonanych pomiędzy Krościenkiem a Szczawnicą i dalszych. Kiedy mijam tablicę z napisem Szczawnica wita/żegna zaczyna się tak jak trzeba – porządna 3 km ścieżka asfaltowa dla rowerzystów! W Krościenku na trasie nie brakuje prawidłowego oznakowania – znaki dobrze kierują, jadę pod mostem prosto. Później pokonuję ulicę Zdrojową – nie omińcie położonego tuż nad brzegiem Dunajca MOR-u! Ja nie zatrzymuję się tam i jadę dalej.

Kładka w Krościenku

Ponownie ścieżka asfaltowa wiedzie mnie obok pola namiotowego do nowej kładki rowerowej nad Dunajcem, świeżo oddanej jak dwie kolejne – w lipcu 2021! Kładka robi wrażenie!! Po przejechaniu kładki trafiam na krótki 600 metrowy odcinek brukowany a dalej… już jest budowa nowego odcinka i muszę jechać ruchliwą drogą. Dobrą wiadomością jest to, że budowany odcinek 1,5 km został skończony pod koniec roku, dwa miesiące po mojej podróży. Dalszy odcinek nadal w budowie – odcinek w Tylmanowej należy do najbardziej niebezpiecznych w podróży.

MOR Tylmanowa

Duży ruch TIR-ów, brak pobocza mówią same za siebie. Po chwili docieram do kolejnego ważnego punktu – jeszcze otwartego mostu nad Dunajcem pozwalającego rowerzystom przejechać na drugą stronę Dunajca i dalej poruszać się lokalną drogą o małym natężeniu ruchu w kierunku kolejnej nowej kładki. Obecnie ten most jest nieczynny – na jego miejscu powstaje nowa przeprawa – stąd obecnie tymczasowo rowerzyści muszą jechać objazdem jeszcze kilka kilometrów drogą wojewódzką.

Kładka w Tylmanowej

Podczas mojej podróży most jest na szczęście otwarty i mogę cieszyć się pięknem otaczającej przyrody, pełnej zieleni doliny Dunajca. Docieram do MORu – Ochotnica Dolna Tylmanowa. Jestem zadowolony, bo mam dobry czas (jest około południa) i jest jeszcze całkiem dużo czasu do spotkania z ekipą Bartka. Ostatnie kanapki zjedzone – czas ruszać. Przede mną wyłania się kolejna imponująca kładka rowerowa nad Dunajcem – z ciekawie rozwiązanym bocznym najazdem. Po przejechaniu na drugą stronę znowu trafiam na plac budowy trasy rowerowej (część ok 1,3 km wykonano do końca 2021 roku). Dalej niestety 1 km jadę drogą wojewódzką, po czym skręcam w prawo w zrobiony kolejny nowy odcinek. Znowu pełen spokój. Krótkie odcinki dróg lokalnych o małym natężeniu ruchu i docieram do najsłynniejszej chyba kładki rowerowej w Łącku. Przede mną 3,5 km klasyka VeloDunajec na wypasie.

Łącko – młody sad

Mijając plażę docieram do świetnie urządzonej przez Gminę Łącko – Strefy Aktywności i Rekreacji nad Dunajcem. To w zasadzie nowoczesny park z alejkami, ławkami, stolikami do gry w szachy, boiskami, placem zabaw dla dzieci, siłownią na wolnym powietrzu, wiatami i miejscami na grilla, pumptrackiem. Są foodtrucki – decyduję się na lokalne pyszne lody!

Strefa aktywności i rekreacji w Łącku

Jadę dalej, aż do mostu w Maszkowicach, gdzie po przejechaniu na druga stronę Dunajca znaki kierują mnie dalej lokalnymi drogami. Tu uwaga – trzeba się przygotować na mały podjazd na tym odcinku (40 m w górę i 4 km) co wynagradza potem zjazd w dół. Przelatuję potem przez most na drugą stronę do Jazowska i zaraz po prawej zaczyna się kolejny 2,4 km ostatni już przed Starym Sączem wypasiony asfalcik dla rowerzystów. Jadąc obok orlika w Jazowsku docieram do wybudowanego przez Samorząd Województwa Małopolskiego MOR w znanym, dobrym standardzie. Fota i w drogę dalej.

MOR Jazowsko

W Kadczy ścieżka dowiązana jest do mostu – trzeba skręcić w prawo i dalej znowu mam trochę pod górkę 14 m jadąc przez Gaboń i Gołkowice Górne. Widać za to po lewej całą dolinę Dunajca!

Dolina Dunajca

W Gołkowicach Dolnych skręcam w prawo, w nowo wybudowaną lokalną drogę i dolatuję do Mostków. Tu wiedziałem, że będzie mały fragment trasy nieskończony – nagle asfalt się kończy i 200 metrów czeka na kanalizację i asfalt. Po czym mam dylemat jak jechać dalej, czy trasą nominalną, czy objazdem. Stary Sącz realizuje duże prace kanalizacyjne, stąd trasa poorana jest co chwilę wykopami. Jak nie musisz – jedź objazdem, ja źle wybieram i jadę normalnie. Utwierdzam się w przekonaniu, że budowlańcom wolno idzie.

Stary Sącz z klasztorem ss. Klarysek w tle

Docieram do miejsca spotkania z ekipą Bartka przed czasem – jest 15:00! Ulicami Piłsudskiego, Batorego, Jagiellońską docieram do Rynku. Jestem bardzo głodny i muszę się odświeżyć. Czas poszukać jakiejś szamki. Znajduję fajną pizzerię z ogródkiem na ulicy Nowe Bartolini. Znowu jestem pełny energii! Dzwonię do Bartka i ustalamy miejsce spotkania na połączeniu tras VeloDunajec i VeloNatura, blisko kładki łączącej Stary i Nowy Sącz. Stary Sącz znam dobrze, ale nigdy nie widziałem Bobrowiska i mam jeszcze sporo czasu – jest 16:00. Ulicami Morawskiego, 11 Listopada i Wielki Wygon wylatuję z centrum.

Enklawa przyrodnicza Bobrowisko

Zrobionym niedawno przejazdem pod mostem Św. Kingi docieram do standardowej asfaltowej ścieżki zaczynającej się obok kąpieliska. Zaraz obok ujścia Popradu znajduje się strzałka kierującą do Bobrowiska. Jestem pod wrażeniem – nowoczesny projekt i dzika przyroda! Mam chwilę na chill.

Enklawa przyrodnicza Bobrowisko

Jadę dalej do punktu spotkania (2 km od mostu Św. Kingi), gdzie czekam chwilę na chłopaków – są! Jest 17:19! Po krótkim powitaniu ruszamy dalej razem – o czym mieliście już okazje poczytać w tym poście – EL POPRADO – przełomem Popradu.

Na styku VeloDunajc i EuroVelo11

Mocno atakują komary, nie oglądając się za siebie lecimy asfaltówką na wale pod ruiny zamku (ok 8 km).

Ruiny zamku w Nowym Sączu

Na rynku obowiązkowa fota całej połączonej ekipy i docieramy na zabytkowy dworzec z 1908 roku. Ładujemy się do starego składu Przewozów Regionalnych 33158 JAWORZYNA. Oczywiście mamy na trasie przygodę, o której pisał Bartek, co powoduje, że w domu pojawiamy się ok 23.00.

Dworzec PKP w Nowym Sączu

Było super!!

Sprawdź też:
1. Rowerowe oblicze Podhala
2. Misja specjalna – rozpoznanie na Podhalu
3. Po kolei acz rowerem
4. Nie krogulec, ale ślimak i bóbr
5. EL POPRADO – przełomem Popradu

GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ

VeloDunajec z NT do NSPobierz

2 komentarze do “Z Nowego do Nowego, czyli włoski na nogach na sztorc”

  1. Marek pisze:
    17 marca 2022 o 08:49

    Przeczytałem z zainteresowaniem aby porównać swoje i Twoje wrażenia z niektórych fragmentów trasy (cała jeszcze przede mną) – ale nie trafiłem na informację o kilometrach całości od NT do NS…. To ważne info, więc…. Pozdrawiam.

  2. Bartłomiej Pawlak pisze:
    17 marca 2022 o 10:16

    Bardzo nas cieszy, że się podobała relacja. Informacja o dystansie i przewyższeniu jest w podsumowaniu artykułu między tekstem i mapą. 123 km z Nowego Targu do Nowego Sącza oraz 559 m przewyższenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ostatnie wpisy

  • VELO PRĄDNIK: JURA W CAŁEJ OKAZAŁOŚCI – CZY WARTO?
  • BESKID WYSPOWY – JESIENNA PĘTLA POŚRÓD GÓR
  • DOLINKI KRAKOWSKIE – JURA NA ROWERZE

Kontakt

Cześć,

Jeśli jesteś zapaloną rowerzystką/ rowerzystą, lubisz pisać lub robisz piękne zdjęcia, jeśli w jakikolwiek inny sposób tak jak i my pasjonujesz się rowerami NAPISZ DO NAS. Z chęcią opublikujemy twój artykuł, zdjęcia, zrobimy z tobą wywiad lub pojedziemy razem na wycieczkę.

Nasz mail to: wiatrwszprychach@gmail.com

©2025 Wiatr w Szprychach | Powered by SuperbThemes