Bartłomiej Pawlak
Ranczo Koło Fortuny odkryliśmy z Piotrem i Dominikiem dwa lata temu wracając Wiślaną Trasą Rowerową z Oświęcimia do Krakowa. Trasa super, ale z gastronomią po drodze jest słabo. Albo Oświęcim, albo dopiero Kraków. Poza tym kulinarna pustynia. Więc jakież było nasze zdziwienie, kiedy w okolicy przeprawy promowej przez Wisłę między Brzeźnicą, a Czernichowem, po prawej stronie poniżej wału zobaczyliśmy unoszący się dym, a nasze nozdrza połechtał smakowity zapach kiełbasek z rusztu. Nie było chwili wahania, zajechaliśmy na ranczo – Ranczo Koło Fortuny. Były kiełbaski, w kociołku gotował się żurek, leniwie przechadzał się koń, a w fotelu szeryfa niczym John Wayne można było zażyć odpoczynku. I tak oto zaczęła się nasza znajomość z właścicielami Rancza.
Na jednej z wycieczek Klubu 80 Rowerów rozmowa z Mirkiem (prezesem i koordynatorem Klubu w jednej osobie) poszła takimi torami, że otrzymałem propozycję poprowadzenia klubowej wycieczki właśnie na rzeczone Ranczo. Jak mógłbym odmówić? Ze względu na wiosenne ograniczenia związane z pandemią, wycieczka trochę odciągnęła się w czasie, ale koniec końców Mirek ustalił datę wyjazdu na ostatnią niedzielę czerwca. Zapowiedzieliśmy się zatem na Ranczu, co Szefowa przyjęła z zadowoleniem.
Pierwotny pomysł był taki, by do Brzeźnicy pojechać prawym brzegiem Wiślaną Trasą Rowerową, a wrócić po przeprawie promem na lewy brzeg przez Wołowice i Piekary. Niestety plany próbowała nam pokrzyżować pogoda, a dokładniej obfite opady deszczu, które podniosły na tyle poziom Wisły, że wszystkie przeprawy promowe pomiędzy Krakowem i Oświęcimiem zostały zamknięte. Przed weekendem wydawało się, że sytuacja ulega poprawie, a tu w nocy z piątku na sobotę przeszła na Małopolską tęga burza z oberwaniem chmury. Jak widać fortuna zakręciła swoim kołem i wyjazd na Ranczo Koło Fortuny stanął pod znakiem zapytania.
Przejęty prowadzeniem wycieczki postanowiłem osobiście przejechać trasę i sprawdzić warunki po opadach. Faktycznie, po nocnym oberwaniu chmury wszystkie potoczki i rowy melioracyjne były solidnie wypełnione wodą, ale poza kilkoma miejscami, gdzie na drogę naniesiony był żwir, większych przeszkód na trasie nie było. Inaczej sytuacja miała się, w Brzeźnicy – dostępu do przeprawy promowej strzegły zamknięte szlabany, a wartki nurt rzeki rozwiał jakąkolwiek nadzieję na przedostanie się promem na drugą stroną w niedzielę. Zdałem Mirkowi relację z warunków i ustaliliśmy, że wycieczka mimo wszystko dojdzie do skutku, z taką tylko zmianą, że wrócimy do Krakowa po śladach zamiast drugim brzegiem.
Ranczo od przeprawy promowej dzieli kilkaset metrów, więc po chwili byłem na miejscu. Właściciele po nocnej burzy usuwali wyrządzone przez naturę szkody, ale znaleźli chwilę na kawę i rozmowę. Wiatr uszkodził przygotowane na nasz przyjazd zadaszenia i konieczny był ponowny montaż plandek. Jak potwierdziłem nasz niedzielny przyjazd duch znowu wstąpił w ekipę Rancza i zapowiedzieli, że na następny dzień zadaszenia będą stały zapewniając nam ochronę nas przed upałem lub burzą w czasie odpoczynku. To się nazywa obsługa!
Niedzielny poranek przywitał nas piękną, słoneczną pogodą i przed godziną dziesiątą na Placu Wolnica stawiło się około 30 osób. Jak to zawsze przed wyjazdem wszyscy chodzą, witają się ze sobą, oglądają rowery, prowadzą luźne rozmowy. Punktualnie o ustalonej godzinie Mirek zrobił odprawę, omówił trasę, przypomniał zasady bezpiecznego poruszania się, a na koniec podzielił uczestników na grupy. Kilka osób z Grupy Jurajskiej podjęło wyzwanie pokonania części trasy terenem, więc umówiliśmy się na spotkanie w Skawinie przy kładce na Skawince.
Grupa Jurajska ruszyła z kopyta, a my przez Bulwary Wiślane, następnie przez Zakrzówek i tereny Kampusu Uniwersytetu Jagiellońskiego pojechaliśmy swoim spokojnym, turystycznym tempem. Dalej bocznymi uliczkami przez Skotniki poprowadziłem grupę, tak by uniknąć ruchu samochodowego. Po minięciu wieży ciśnień i Fortu Skotniki wiaduktem nad obwodnicą Krakowa dotarliśmy w Lasy Tynieckie. Przez Podgórki Tynieckie i ul Wielogórską czekał nas terenowy odcinek, ale poza kilkoma kałużami i niezbyt dużą ilością błotka nie było większych utrudnień. Wszystko szło zgodnie z planem, w Skawinie wjechaliśmy na Wiślaną Trasę Rowerową, gdzie przy kładce na Skawince czekała już na nas ekipa Grupy Jurajskiej.
I tutaj, wydawałoby się że w super bezpiecznym miejscu, na rowerowej ścieżce poprowadzonej po wale przeciwpowodziowym doszło do przykrego zdarzenia, które wszystkim przypomniało, że koncentrację i uwagę należy bezwzględnie utrzymywać niezależnie od złudnego poczucia bezpieczeństwa jakie serwuje rowerowa infrastruktura. Jadący szybko z naprzeciwka kolarz zawadził kierownicą o rower jednego z naszych uczestników po czy przekoziołkował z rowerem kilka metrów niżej do podstawy wału. Wyglądało to dramatycznie i groźnie, ale na szczęście Mariusz z Grupy Jurajskiej, który kilka miesięcy wcześniej zorganizował dla nas szkolenie z pierwszej pomocy, sprawnie pokierował akcją i zabezpieczeniem poszkodowanego. Skończyło się przyjazdem karetki i policji, trochę czasu zajęły nam formalności, ale ostatecznie wyruszyliśmy w dalszą drogę, a pechowy rowerzysta do szpitala na badania. Wieczorem dostaliśmy informację od jego mamy, że skończyło się na potłuczeniach i strachu. Szczęśliwie do końca wycieczki obyło się już bez żadnych niespodzianek.
Wiślana Trasa Rowerowa na odcinku przez Kopankę, Ochodzę, Facimiech i Pozowice nie jest może jakoś szczególnie widokowa, ponieważ prowadzi nie koroną wału, ale bocznymi dróżkami przez miejscowości. Ale, jako że ruch tam jest znikomy, przy zachowaniu uwagi można było jechać prowadząc ze sobą rozmowy w drodze. Tu przystanek na zakupy i uzupełnienie napojów, to znowu chwila postoju na MORze na batonika oraz łyk picia, i tak oto w piknikowej atmosferze dotarliśmy do Brzeźnicy do celu naszej wycieczki, czyli na Ranczo Koło Fortuny.
Tam już wszystko na nas czekało, rozsiedliśmy się w cieniu przygotowanych dzień wcześniej zadaszeń. Okazało się to dla nas zbawienne, bo słońce po drodze niemiłosiernie nas przypiekało i odpoczynek w cieniu przyniósł chwilę ulgi od upału.
Siedziało się nam zacnie wymieniając rowerowymi opowiastkami, relacjami z wyjazdów, planami na przyszłość. Na stoły wjechały zamówione kiełbaski, frytki, zapiekanki oraz napoje. Przejeżdżający Wiślaną Trasą Rowerową cykliści co rusz ze zdziwieniem spoglądali na naszą liczną grupę odpoczywającą na ranczu – taka ekipa robi wrażenie.
Żeby nie powielać w całości trasy, po minięciu Skawiny kontynuowaliśmy jazdę na wprost główną drogą do Tyńca, zamiast skręcić w ul. Wielogórską, którą jechaliśmy przed południem. W Tyńcu zwyczajowo w Tynieckich Tarasach zrobiliśmy krótki postój, grupa powoli się zmniejszała, gdyż kolejne osoby odłączały się i na własną rękę kończyły wycieczkę. Już tylko w kilkanaście osób wracaliśmy wałami do Krakowa. W Pychowicach i my pożegnaliśmy się z ekipą, prowadzenie przekazałem Mirkowi, który pozostałych uczestników bezpiecznie pilotował na Plac Wolnica, gdzie nastąpiło oficjalne zakończenie wycieczki. Bilans wyjazdu to około 70 kilometrów.
I tak oto zakończyła się klubowa wycieczka na Ranczo Koło Fortuny. Mimo zawirowań pogodowych, przygody na trasie, przypieczonej słońcem skóry chyba wszyscy wrócili zadowoleni. Na pewno Pan Józef, tata naszego redaktora Jacka, który specjalnie opóźnił powrót do rodzinnego Malborka, byle tylko móc wziąć udział w naszej wycieczce. To się nazywa poświęcenie!
Na koniec podziękowania dla Mirka, który wykazał się odwagą i dużym zaufaniem przekazując w moje ręce prowadzenie wycieczki, Mariuszowi za sprawną koordynację akcji ratunkowej, naszym ranczerom za gościnę i oczywiście wszystkim, którzy zechcieli z nami wybrać się na rowery i wspólnie spędzić czas. Do zobaczenia na kolejnej klubowej wycieczce!
GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ
Witam też jestem zapalonym rowerzystą miło mi było by dołączyć na wycieczkę rowerową
Będzie nam bardzo miło, proszę śledzić zapowiedzi wycieczek na https://klub.80rowerow.pl/ oraz na profilu na Facebooku: Stowarzyszenie Klub 80 Rowerów – Kraków