Bartłomiej Pawlak
W ten niedzielny poranek nasza dzielna ekipa wyruszyła na wyprawę, niczym Argonauci po złote runo. No dobra, trochę mnie poniosła fantazja, ale żeby wycieczka miała cel, umówmy się, że wybraliśmy się w poszukiwaniu kwiatów dla naszych małżonek z okazji Dnia Kobiet. Tym razem ze względu na kierunek wycieczki, spotkanie miało miejsc koło Dworku Białoprądnickiego, a nie jak zawsze na Salwatorze. O 9:30 na miejscu zbiórki zameldowali się Piotr z Jackiem, szybko wymieniliśmy uściski dłoni i nie tracąc czasu ruszyliśmy w drogę. Z ulicy Górnickiego skręciliśmy w lewo w Głogową, która między polami powiodła nas w kierunku Witkowic i dalej ku Zielonkom. Żeby uniknąć jazdy drogą DW794 przecięliśmy ją w poprzek i ul. Długopolską dotarliśmy na granicę Zielonek i krakowskiego osiedla Tonie. Ulicą Jurajską z początku spokojnie, potem coraz bardziej pod górkę aż do Pękowic i dalej przez Giebułtów. Trasa poprowadzona jest grzbietem wzniesienia, dzięki czemu możemy się trochę porozglądać na boki. W pewnym momencie asfalt kończy się przechodząc w gruntówkę kończącą się przy lesie. Tutaj rozpoczyna się zjazd na dno wąwozu, którym musimy zjechać do wlotu do Doliny Prądnika. Na początkowym stromym odcinku ścieżka jest wzmocniona specjalnymi matami stabilizującymi, dalej nachylenie zmniejsza się, ale bezwzględnie należy zachować ostrożność bo chwila nieuwagi może zakończyć się koziołkowaniem na dno wąwozu. Osobom, które nie czują się zbyt pewnie na terenowych zjazdach zalecamy sprowadzenie rowerów na samym końcu. Wyjeżdżając z wąwozu przecinamy drogę z Wielkiej Wsi i wjeżdżamy w malowniczą Dolinę Prądnika.
W sezonie tłoczno i gwarno, a dzisiaj cicho i spokojnie. Brak liści na drzewach sprawia, że z pomiędzy drzew wyłaniają się formacje skalne normalnie skryte w listowiu. Za Prądnikiem Korzkiewskim nawierzchnia na jakiś czas zmienia się na szutrową, a potok Prądnik miejscami dochodzi do krawędzi drogi.
Ilekroć tamtędy jadę, zawsze zatrzymuję się w tym miejscu by zrobić zdjęcie. Droga cały czas kluczy dnem doliny, która miejscami to się zwęża, to znowu rozszerza, czasem zmieniając brzeg potoku. Za kolejnym zakrętem, niedaleko od Bramy Krakowskiej zatrzymujemy się w kawiarni Niezapominajka. Drewniany budynek, drewniana oszklona weranda, ogień trzaskający w kominku zachęcają do wejścia i ogrzania się w przytulnym wnętrzu. A kawa i pyszne ciasto są kuszącą alternatywą dla dalszej jazdy w chłodzie.
Nie ulegamy mimo wszystko pokusie i po krótkim odpoczynku droga znowu umyka nam pod kołami – Źródełko Miłości, Brama Krakowska, Ojców, Kaplica na wodzie, wszędzie cicho i sennie, inaczej niż w słoneczne niedzielne przedpołudnie w szczycie sezonu.
Z Ojcowa do Pieskowej Skały jest około 7 kilometrów dość ruchliwą w słoneczne weekendy drogą, dzisiaj na szczęście pustą. Po prawej i lewej stronie widoczne są pozostałości wzniesionych wzdłuż Prądnika młynów. Obecnie służą wyłącznie jako symbol minionych czasów, atrakcja turystyczna i pamiątka dawnej myśli inżynierskiej, która energię płynącej wody potrafiła ująć w karby i wykorzystać na potrzeby ludzi.
Przed Pieskową Skałą zjeżdżamy z asfaltu w prawo, w mało znaną Dolinkę Zachwytu. Dnem dolinki wiedzie ni to ścieżka, ni to wydeptana dróżka – ślad odciśnięty w trawie. W przenośni i dosłownie – w błocie odciśnięty jest bieżnik opon pojedynczego roweru. Mokra trawa i gliniaste podłoże w połączeniu z trekingowymi oponami sprawiają, że wydatek energetyczny na tym odcinku był spory. Tym razem zachwytu w dolince nie było, ale jak wiosna zagości na drzewach i krzewach malując je w różnych odcieniach zieleni, to zachwyt będzie murowany.
W lewo za Skałą Zachwytu znów łapiemy asfalt pod kołami i pomiędzy polami, które wyglądają niczym wyjęte z tapety Windowsa XP, drogą pod górę kierujemy się w stronę zamku – na skrzyżowaniu w lewo i po krótkim ale intensywnym podjeździe skręcamy w odchodzącą w prawo drogę, po czym dojeżdżamy do drogi prowadzącej od strony Ojcowa. W tym miejscu odbijamy w lewo, w las i po krótkim zjeździe meldujemy się przed bramą zamku w Pieskowej Skale.
O zamku i jurajskich warowniach można by napisać osobny artykuł, więc tym razem ograniczę się do stwierdzenia, że to niezwykłej urody perełka architektury, której warto poświęcić dłuższą chwilę na zwiedzanie. Pod zamkowym murem wypatrzyliśmy pięknie kwitnące krokusy. Jako że dzisiaj 8 marca, czyli Dzień Kobiet, to nie wahamy się ani chwili, wyciągamy telefony, robimy zdjęcia i szybciutko wysyłamy do naszych małżonek z życzeniami – może wybaczą, że wybraliśmy rowery zamiast spędzania z nimi wolnego czasu…
Ponieważ o tej porze roku dzień jest jeszcze krótki, to nie bawimy zbyt długo na zamku. Początkowo przez las wracamy po śladach, ale na skrzyżowaniu z drogą od Dolinki Zachwytu wybieramy kierunek w lewo, wiedząc, że czeka nas szybki i długi zjazd do podnóża zamku. Za zamkiem znany wszystkim symbol Jury, czyli Maczuga Herkulesa. W taki oto sposób zataczamy koło wokół wzniesienia, na którym zbudowano zamek i po krótkiej jeździe ponownie meldujemy się w Ojcowie. Tutaj czeka na nas nagroda w postaci pysznego ojcowskiego pstrąga z tutejszych stawów. Przy grillu studzą się uwędzone wcześniej ryby, my natomiast wybieramy wersję duszoną w cebuli i ziołach. Powiedzieć, że smaczne, to jakby nic nie powiedzieć – w połączeniu z czystym, rześkim powietrzem i łykiem wytrawnego grzańca, to danie godne królewskiego stołu.
No i co, plan wykonany, zostało wrócić. Zdecydowaliśmy się na trochę inny wariant drogi powrotnej, a mianowicie przez Korzkiew, Januszowice do Trojanowic, gdzie na wysokości kapliczki (jest po lewej stronie drogi) skręcamy w prawo w ulicę Na Kąty. Stąd już spokojnie wzdłuż Prądnika docieramy do centrum Zielonek. Ulicą Ks. Zięby wjeżdżamy nad kościół w Zielonkach, gdzie na zakręcie odbijamy na lewo, a dalej to już prosto do ul. Łokietka i kończąc pętlę ścieżką rowerową wzdłuż ulicy Opolskiej domykamy pętlę kończąc w miejscu startu przy Dworku Białoprądnickim.
Trasa w sam raz na spokojny rowerowy wypad za miasto. Wyszło nam w okolicach 60 km, a urozmaicony, pofałdowany teren zafundował jakieś 500 m przewyższenia. To trasa, która nigdy mi się nie nudzi. Mimo wielokrotnych wyjazdów do Ojcowa i Pieskowej, Dolina Prądnika zawsze mnie zaskakuje, nigdy nie wygląda tak samo. Inne światło, cienie, odcienie zieleni wiosną, wapienne skały niby takie same, jednocześnie inne za każdym razem, kolory liści jesienią, biel śniegu w zimie, to wszystko sprawia, że tą dolinę za każdym razem odkrywam na nowo.
Mankamentem jest bardzo duży ruch turystyczny w słoneczne weekendy w sezonie, ale radą jest wybór wcześniejszej pory, lub wizyta poza sezonem.
GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ