Szyszkodar
Dorota to naprawdę odlotowa dziewczyna! Można się kłócić, ale zginie się marnie i przegra z kretesem! Okazuje się, że na co dzień to nawet na lotnisku pracuje. O Krakowskiej Wonder Woman powiedziała mi Ania, moja koleżanka ze studiów. Nie widzieliśmy się długo i jak się kiedyś przypadkiem na nią napatoczyłem, to bąknąłem między innymi o swoim „rowerowaniu”. Ona mi wtedy, że zna taką Dorotę co jeździ i czyta i pisze. Ja se myślę „ta, na pewno, mhm”. Wróciłem do domu i zacząłem googlować blog Nakręcona Kręceniem, no i kurde, musiałem szczękę z podłogi zbierać, a głowę popiołem posypywać. Obserwowałem blog Doroty przez jakiś czas, ale jej podróże mnie tak onieśmieliły, że nie odważyłem się odezwać. Dopiero los sprawił, że akurat kiedy była w Armenii do Książkodzielni trafiła książka „Siedem Pieśni o Armenii” Geworg’a Emin’a.
Pomyślałem, że Dorota na pewno by się z niej ucieszyła, więc napisałem zapytanie czy zgodzi się na rozmowę, a lekturę przy okazji podarowałem jej w prezencie. Umówiliśmy się w nowo otwartym Ogrodzie Kasztanowym. Od niedawna organizuję te akcje, że pakuję książki z Książkodzielni do sakw i rowerem zawożę do specjalnie zaprojektowanych na nie budek w parkach kieszonkowych. Nie we wszystkich kieszonkach te budki są, dlatego pomyślałem, że zrobię sobie od razu rozeznanie. Poza tym parki są ciche, spokojne, przyjemne i neutralne, dlatego mogłem liczyć na udane nagranie. Aha, no i tak się złożyło, że miałem na sobie koszulkę Wonder Woman – jest mnóstwo dziewczyn, które chodzi w koszulkach ze znakiem Batmana, albo Supermana, ale relatywnie mało chłopaków, którzy chodzą w koszulkach ze znakami super-bohaterek, więc w ten sposób postanowiłem przywracać trochę balans w przyrodzie. Dorocie się ta koszulka spodobała i powiedziała, że na Kaukazie często tak na nią mówili. Nie ma się co dziwić, jej typ urody jest bardzo podobny do tego izraelskiej aktorki Gal Gadot, która od paru lat wciela się w tytułową postać super-bohaterki. Biorąc jeszcze pod uwagę nadludzką sprawność, upór i inteligencję postanowiłem nadać Nakręconej właśnie taki przydomek.
(S):Do tej pory o Armenii wiedziałem tylko tyle, że zespół System of a Down się stamtąd wywodzi.
(D): Tak i Kim Kardashian. Ona ma pochodzenie Ormiańskie i np. teraz jak była wojna w Karabachu, kojarzysz teraz tę wojnę co była październik, listopad?
(S): Zeszłego roku?
(D): No.
(S): Powiem ci, że dosłownie dziś przed naszym spotkaniem zawiozłem trochę książek o sztuce z Książkodzielni koleżance i od niej się o tym dowiedziałem, wcześniej nie miałem pojęcia. Opowiadała, że zorganizowali wakacje w Polsce dla ormiańskich dzieci, które ucierpiały w konflikcie, że Azerbejdżan zakupił od Izraela samobójcze drony i wlatywali nimi w cywilne domy lokalnych mieszkańców, żeby ich stamtąd przepędzić. W ogóle nie mogłem uwierzyć w to co mówi, a autor tej książki „Siedem Pieśni o Armenii”, która była napisana w latach siedemdziesiątych pisze coś takiego, że kiedy winorośl w mojej ojczyźnie przestanie spijać krew i zacznie wodę?
(D): Tak, bo tam jest ten Karabach, na wschodzie kraju i Ormianie mówią, że oni tam byli wcześniej, Azerowie, że oni. Wymyślają historie z Księżyca, sugerują, że gdzieś tam Stalin to dawał i był Azerbejdżanu, jakaś taka pogmatwana sprawa, ale w latach dziewięćdziesiątych była wojna ’92 – ’94, wtedy przyszli Ormianie i wygonili tych Azerów. Mam kolegę, poznałam go tu w Krakowie, no i on właśnie opowiadał, że jako malutki chłopczyk na rękach taty musiał uciekać. Teren zajęli Ormianie i stworzyli sobie Górski Karabach, takie nieuznawane państwo. Nie przyłączyli go do Armenii tylko to było takie Ormiańskie, ale osobne państwo i tak naprawdę to tego nawet Armenia nie uznała, bo politycznie nie mogła, bo by tam Rosja coś miała do nich. W 2020tym, w październiku wybuchła wojna, taka po prostu faktycznie, fizycznie wojna, ona trwała 46 dni bodajże no i co, Azerowie wygrali, odbili Karabach. Przekroczyłam tę granicę, ale nie wiem… byłam, nie byłam w tym Karabachu? Pojechałam pod granicę, przekroczyłam ją i tam była tablica Welcome to Azerbejdżan. Rosyjscy żołnierze tam stali, bo oczywiście Rosjanie wysyłają tam swoje siły pokojowe. Armenia nie miała żadnych szans, bo Azerowie byli wspierani przez Turków. Oni mówią nawet, że Turcy i Azerowie to dwa państwa jeden naród, są takimi ziomkami super. Turcja ma armię najlepszą w NATO, a Armenia jest super biedna i to widać, to było takie przerażające. W sumie mało było w mediach o tym.
(S): Właśnie to też wspominała ta koleżanka, że w ogóle nic nie było. Wszyscy tylko mówili o pandemii, a na to cały świat miał wywalone. Ciekawe jak wybiórczo się mówi o konfliktach. Czytałem ostatnio też książkę „Dom nad rzeką Loes”, która rozlicza się trochę z pomocą humanitarną, że jednak to jest interes i będą jeździć tam gdzie ten interes da się zrobić, nagłaśniać sprawy takie, którymi wiedzą, że zachodni świat się zainteresuje. Według mnie też staje się to trochę współczesna wersja kolonizacji.
(D): To wszystko jest takie nierówne, na przykład kojarzysz teraz te w Palestynie zamieszki?
(S): Wiem, że były. Oglądałem jakieś komentarze mniejszości żydowskiej w Stanach i doszli do wniosków, że kto ma większe prawo do ziemi spornej zależy od którego momentu zacznie się analizować historię konfliktu.
(D): To znaczy, ja tutaj jestem bezdyskusyjnie za Palestyną.
(S): Tak?
(D): Mhm, tutaj nie mam wątpliwości, to znaczy, też nie mówię żeby Palestyńczycy brali tę ziemię Izraelczykom, bo to jest niemożliwe, to już się stało. Chodzi o to, że Izraelczycy zaczynają sobie budować osiedla na zachodnim brzegu. Mimo, że tam były jakieś porozumienia, w ’94 Arafat dostawał Nobla i w ogóle, tylko ten Arafat to jest takim niby bohaterem, ale nie dla wszystkich Palestyńczyków, i to się w Palestynie dowiedziałam, bo wcześniej byłam w przekonaniu, że Arafat to jest ikona w Palestynie, ale okazuje się, że nie do końca.
(S): Nagrody Nobla to w ogóle jest bardzo polityczna sprawa.
(D): Tak.
(S): I to wcale nie są tacy często krystalicznie czyści, niesamowici ludzie.
(D): No i Żydzi sobie weszli na ten brzeg, zaczęli się tam budować nielegalnie, nawet jakiś izraelski prawnik, w latach ‘70tych mówił do rządu, że to jest nielegalne co wy robicie, ale nikt się nie przejmował. No i wiadomo, politycznie nikt się nie wstawił za Palestyną, niby ludzie się wstawiali, faktycznie były protesty na całym świecie, bo ja to też tak jakoś śledziłam, ale politycznie nikt nie podskoczy Izraelowi.
(S): Chyba świat się boi jakiegoś globalnego konfliktu, bo wszyscy zakładają, że Izrael nie będzie się patyczkować.
(D): Tak samo było z tym Karabachem, też właśnie żadnych szans nie było. Jakiś gość sugerował, że Rosja się za nimi wstawi jak jeszcze będzie takie coś i w pewnym momencie też tak myślałam, ale to się nie stało. Rosja ma interesy w Azerbejdżanie i może się tam bawić w jakieś siły pokojowe, ale nie poświęci się za taką małą Armenię, po co? Dla idei? Też nie wiem na ile to jest prawda, ale Azerowie niszczą teraz świątynie, pomniki, chodzi o to, żeby zniszczyć ormiańską historię.
(S): W książce również autor podkreśla jak najeźdźcy podczas różnych konfliktów na przestrzeni wieków, głównie starali się niszczyć ormiańskie księgi. Zastanawiałem się, czemu ten kraj akurat aż tak sobie upatrzyli i czemu ta ziemia jest tak bardzo konfliktowa.
(D): Ale oni mają coś takiego jak „Great Armenia”, nawet magnesy można takie kupić.
(S): Że nacjonalizm?
(D): No coś tak jakby, bo ta „Great Armenia” to są teraz też ziemie Azerbejdżanu. Ararat, święta góra Ormian, tam gdzie Noe się zatrzymał ze swoją arką, w Armenii wszystko nosi nazwę od tej góry: piwo, papierosy, koniak, banki, a to jest na terenie Turcji.
(S): Ta góra?
(D) Tak, Armenia jest taka malutka.
(S): Autor książki pisze, że Noe był jednym z najważniejszych Ormian.
(D): Oni mają takie zapędy. Podkreślają, że Erywań jest bardzo starym miastem i w ogóle.
(S): Ale, to chyba w każdym kraju są grupy społeczne, które lubią wyolbrzymiać i romantyzować znaczenie swojego kraju. A czemu zdecydowałaś się, żeby jechać właśnie do Armenii? Interesujesz się tą częścią świata?
(D): Kaukaz? To jest taki ostatni mój kraj, w którym nie byłam. Byłam w Gruzji w 2017tym. To był pierwszy raz na Kaukazie. Wtedy byłam z koleżankami, ale tam gdzieś się rozłączyłam…
(S): Ale czemu akurat ten skrawek ziemi?
(D): Mnie chyba ogólnie interesują takie konflikty…
(S): Tak?
(D): Mhm, to znaczy nie sprowadzam swoich wypraw tylko do takich, ale gdzieś tam to siedzi we mnie, a Kaukaz jest cały wypełniony konfliktami.
(S): No tak,
(D): W 2017tym robiłam kółko Gruzja, Rosja – czyli Osetia, Inguszetia, Czeczenia. Do Czeczeni bardzo chciałam, zobaczyć Grozny.
(S): Łoo
(D): No właśnie, na Grozny tak się reaguje, że jakby kojarzy się tylko z tych wojen przede wszystkim, a jak tam wjechałam, to jedna wielka dyskoteka. Jest odbudowane wszystko. Nie wgłębiałam się w tę Czeczenię, żeby we wszystkich wioskach, górach być, tylko bardziej główną drogą sobie śmignęłam. Pod Groznym byłam dwie noce. Też jest ciekawe, że Grozny było kompletne zniszczone, a jest odbudowane i mówi się, że to Putin zniszczył, Putin odbudował, że tak jakby kupił sobie tych Czeczenów. Jeszcze w Abchazji, właśnie Abchazja, kojarzysz?
(S): Nie ?
(D): Górna część Gruzji to jest Abchazja, czyli nieuznawane państwo, ani przez Rosję, ani przez nikogo. Jak wyjeżdżałam z Abchazji, policja gruzińska mnie zatrzymała, musiałam się zarejestrować, czy coś takiego. Gadałam chwilę z tym policjantem, to on mówił, że jakby to też nie jest ostateczne, że ta Abchazja jest, że Gruzja chce to odzyskać. Bardziej bym się spodziewała, że kolejna wojna, która wybuchnie na Kaukazie to będzie właśnie o Abchazję, nie o Karabach, bo ten był bardziej wyciszony. Do Karabachu były przecież nawet wycieczki organizowane.
(S): W tej książce autor nazywa Armenię „Krainą Kamienia”, jest super najlepsza na świecie i mają tyle kamienia, że można by domy dla całej Europy, albo i Świata wybudować.
(D): Z kamienia, no może, nie wiem, jest tam takie budownictwo charakterystyczne ?
(S): Z takich bardziej osobistych spraw, wypatrzyłem na twoich zdjęciach, że sporo się tam psiaków kręci, czy to są bezpańskie psy? Czy kraj ma z tym problem?
(D): Dużo ma chipy, są spoko.
(S): Czyli to nie jest tak, że trzeba uważać, bo są zdziczałe?
(D): Nie, właśnie w Armenii nie mam w ogóle takich wspomnień z psami złych, mają w uszach klipsy. Może inaczej jest w górach, ale tam to są już psy Azerów, oni tam mieszkają sobie w namiotach i pasą owce i kozy, w Turcji bardziej może być problem z bezdomnymi psami.
(S): Pytam bo w Internecie wypatrzyłem kiedyś takie schronisko w Serbii, no ale Serbia to jest trochę daleko od Armenii. Tam gościu zbiera wszystkie psiaki, które znajdzie, mają z nimi straszny problem, jest ich od groma. Znajduje je często porzucone przy drodze, czasem nawet zawinięte w reklamówce. W schronisku śpią wszyscy razem na kupę, on z nimi. Zamarzyło mi się pojechać rowerem do Serbii, odwiedzić to schronisko i spędzić noc na hali z psiakami. Dla mnie w jeżdżeniu najważniejszy jest chyba storytelling i myślę, że mogłaby wyjść z takiej podróży urzekająca historia. Poza tym, dbanie o zwierzęta uczy nas człowieczeństwa.
D): Tak w ogóle, a propos tego zdechł mi piesek jak byłam w Armenii.
(S): O niee…
(D): Noo, ale gdzieś się tego spodziewałam, bo to był czternastoletni pies, przykro tylko, że mnie nie było przy niej. Siostra z nią była.
(S): A widzisz, to jest ciekawe, może pomoże posiadaczom futrzaków, co robisz ze zwierzakami jak jedziesz na wyjazd? Bo ja mam trzy koty i to jest też czasem moja wymówka nawet dla samego siebie, że nie mogę jechać, bo kto się nimi zajmie.
(D): Nieee, ja mieszkam z mamą, także nigdy nie było z tym problemu. Tylko teraz to było takie smutne, bo siostra mi pisała, że trzeba ją uśpić, ale jednak ten zastrzyk… śmierć przynosi, a to życie jeszcze gdzieś tam jeszcze jest i miałam nadzieję.
(S): Tak, cały czas by się chciało, żeby ta istotka jeszcze była z nami… Dorota, z takich kolejnych rzeczy, które mi się spodobały na twoim blogu to dwie sprawy. Zapytam najpierw o ubranie. Zauważyłem, że masz swoje sprawdzone ubranka, które nie koniecznie są podyktowane przez rynek, stricte zaprojektowane do jeżdżenia na rowerze, ale wydaje się, że tobie pasują i się sprawdzają.
(D): No tak, na szczęście z pieluchą nie mam problemu. Strój nie ma nic wspólnego z jeżdżeniem, może nie wyglądam fachowo pod względem rowerowym, no ale nie potrzebuję.
(S): Jeździsz bez kasku.
(D): Tak, no to jest takie kontrowersyjne, czasami ktoś pyta i jeżdżę bez. Mam kask, jak po górach gdzieś jeździłam to w nim. Do niektórych krajów, gdzie nie wiedziałam jakie są zasady, np. do Słowacji trzeba.
(S): Tak? Nie wiedziałem.
(D): No, niekoniecznie cię zatrzymają, ale mogą, więc kask mam, ale nie lubię coś.
(S): Ja też nie lubię, dlatego pytam, zwykle nie lubię jakichś kontrowersyjnych pytań, ale…
(D): Też nie ma w tym jakieś ideologii, że polecam komuś, czy nie polecam. Uważam, że każdy jest na tyle dorosły, że sam sobie zadecyduje.
(S): No, no. Zapytałem o to, bo przejechałaś już dziesiątki tysięcy kilometrów bez uszczerbku na zdrowiu i zacząłem się zastanawiać, czy wciąż trafiają ci się „prawdziwi rowerzyści”, którzy ci powiedzą, jak ty nic nie wiesz i opowiedzą ci historię kolegi, wujka, kuzyna który rozbił sobie głowę, a jakby miał kask…
(D): Mhm, tak są tacy, dlatego mówię, nie chcę się z tego tłumaczyć, bo mam świadomość tego, że może mi się coś stać i wtedy może mi tego kasku zabraknąć, no ale zdaję sobie z tego sprawę.
(S): Tak samo, na zdjęciach wypatrzyłem, że masz słuchawki z muzyką.
(D): Tak, mhm.
(S): Jeździsz z muzyką, masz soundtrack do wypraw.
(D): No, to akurat bardzo, bardzo często, ale też inaczej jak w mieście się jedzie ze słuchawkami, a inaczej jak jadę w górach, wtedy mi to w niczym nie przeszkadza, jakby to nie wpłynie na nic.
(S): A czego sobie słuchasz zazwyczaj?
(D): Różnie, to jest tak różny repertuar…
(S): Uwielbiam muzykę, dlatego pomyślałem, że muszę zapytać o to koniecznie.
(D): Na przykład w Armenii słuchałam armeńskiej.
(S): System of a Down?
(D): Nieee, takiej armeńskiej-armeńskiej, tylko nie jakiejś ambitnej tylko hity, co mi się akurat puściło.
(S): Aha, myślałem, że jakiś folklor, czy coś.
(D): Nawet nie, ale takich też mi się zdarza słuchać. Lubię muzykę etniczną bardzo, ale w Armenii miałam taką playlistę z hitami, bo też ta muzyka czasem musi być dość lekka…
(S): Do jazdy?
(D): No, czasami nawet nie wiem, jakiś dance, euro dance z lat dziewięćdziesiątych – przy tym się fajnie jeździ. Normalnie ja tego nie puszczam, nie słucham, ale w czasie jazdy daje fajną energię.
(S): Tak, takie bębny wojenne, ja to tak nazywam.
(D): Tak.
(S): A rowery masz dwa?
(D): Teraz to jest odnowiony, przed Armenią mój kuzyn niesamowitą rzecz zrobił, bo za 700 złotych wymienił mi tak dużo rzeczy, że jak ja kupiłam ten rower w 2014stym to tam jest grubo ponad 50 tysięcy km na tym rowerze. Już w pewnym momencie przestałam to liczyć, on mi tam zmienił napęd, manetki, taki amortyzator, który był totalnie zardzewiały i zawsze jak przychodziłam do serwisu to mi serwisanci mówili „wyrzuć ten rower”.
(S): Umarł, ja też kilka razy słyszałem o swoich rowerach, że umarły.
(D): No, a to wszystko jest do zrobienia. Nawet się przymierzałam do kupienia roweru przed wyjazdem i nawet chciałam taki sam, ale taki sam już nie jest takim samym modelem. Zmienili go, jest krótszy, a ja jestem przyzwyczajona do danej geometrii.
(S): A jak to jest z wysyłaniem tych rowerów? Zastanawiam się, bo ja to nie wiem, czy umiałbym sobie tak wszystko zorganizować.
(D): Jak pierwszy raz leciałam to leciałam z koleżanką do Belgradu, to był 2015ty.
(S): Naprawdę? Myślałem, że dłużej jeździsz, zresztą w jednym wpisie na blogu piszesz, że pojechałaś gdzieś jako siedemnastolatka?
(D): Tak, tak, to była taka no, to był Szlak Orlich Gniazd, byłam tam ze znajomymi, ale poważne podróże zaczęły się jakoś w 2013. Samolotem 2015 i ja w ogóle nie umiałam składać roweru, ta koleżanka zresztą też nie i rozkręciłyśmy totalnie wszystko.
(S): Ha,
(D): Wszystko, no. Potem sama poleciałam, dalej nie umiałam…
(S): A skręcanie jak wygląda na miejscu?
(D): A teraz to już jest szybka akcja.
(S): Ogarniasz sobie to sama?
(D): Tak, to jest po prostu koło, kierownica i pedały, czasami tylne trzeba zdjąć.
(S): Na twoim blogu zdążyłem przeczytać wpisy z Armenii i Turcji i zacząłem zastanawiać się, czy masz postanowienie, żeby robić jedną taką grubszą wyprawę w roku, czy różnie, na ile ci urlop pozwala?
(D): Kilka, Turcja w ogóle była spontaniczną sprawą.
(S): A to było kiedy, w tym roku, czy w zeszłym?
(D): W październiku, zeszłego. To jest tak, że my w pracy musimy rozpisać urlop pod koniec roku, to ja sobie ustawiam tak, żeby jak najwięcej mieć tych dni z iksami, czyli z dniami wolnymi i w 2020tym sobie to tak rozpisałam na Egipt, bo też byłam w Egipcie, nie wiedziałam, gdzie jechać i ten Egipt wymyśliłam.
(S): Można jeździć po Egipcie rowerem?
(D): Można.
(S): Byłem tam kiedyś, ale wszędzie wojsko stacjonowało i co jakiś czas zatrzymywali nasz autobus i były jakieś takie, nie wiem, „kontrole nie-kontrole” i przewodnicy mi mówili, że tutaj nie można by było turystom jeździć, ale potem sobie przypomniałem, że czasem przecież ludzie biorą rowery. Parę lat temu była taka akcja, że śladem Kazimierza Nowaka chcieli przejechać Afrykę i ta trasa szła przez Egipt, no to co jest?
(D): Tak, poznałam dużo rowerzystów co robią tę trasę.
(S): Naprawdę? Ale fajnie!
(D): Zawsze mówię, że Kazimierz Nowak z Polski zrobił to pierwszy i wszyscy go kojarzą, no i zawsze wszyscy najgorzej Egipt wspominają, bo tam jest właśnie ta policja turystyczna. Ja miałam jedną akcję z tymi policjantami.
(S): Czyli jest coś takiego?
(D): Jest, ale to nie chodzi o to, że oni o coś się czepiają, tylko oni dbają o bezpieczeństwo. Miałam coś takiego, że się zatrzymałam na stacji, wtedy nie poszłam już spać, bo miałam dojechać do Kairu z takiego miasta Ismailia i zatrzymałam się na stacji o jakiejś piątej rano na kawę, no i chcę wychodzić, a gość mówi, że nie, że on zadzwonił po policję, no i potem miałam tę eskortę policji taką, że jechałam na rowerze, a policja za mną i jeszcze drugi samochód jakichś gości z karabinami.
(S): Może dobrze, bo miałaś jaśniej?
(D): Już jasno było. Gość zaczął opowiadać, żebym wsiadła do nich, bo mieli jakąś przyczepę, tak że w końcu odpuściłam i do nich wsiadłam. W pewnym momencie mnie wysadzili, bo powiedzieli, że ich rewir się już kończy, że już jestem bezpieczna, ale było dokładnie tak samo. To było takie dla picu trochę i to było kilkanaście kilometrów. Do jednego gościa, którego poznałam w Egipcie przyczepili się tak, że nawet mu jakiś hotel załatwiali, żeby był bezpieczny. Oni się chyba boją o opinię, bo żyją z turystyki, a parę lat temu była jakaś taka akcja, że jedna dziewczyna została zamordowana w hotelu.
(S): No tak, a to się później niesie.
(D): Niesie się, tak, a Egipt żyje z turystyki, bo jest super biedny. Widziałem totalnie inny Egipt niż ten z folderów. Nie wiem czy nie jeden z biedniejszych krajów, jeśli nie najbiedniejszy, w którym byłam. Na przykład na środku miasta koń się pasie na śmieciach.
(S): A objechałaś cały Egipt?
(D): Nie, to było jakieś tysiąc kilometrów, miałam dwanaście dni. To było takie kółeczko, że Kair, potem góry, Port Said tam był ważny.
(S): No właśnie, bo masz postanowienie, że jedziesz do jakiegoś kraju i na miejscu decydujesz, gdzie będziesz jeździć. Nie ma jakiegoś wcześniej zaplanowanego harmonogramu, który koniecznie musisz odtworzyć, raczej uczysz się kraju będąc na miejscu. O to chodzi?
(D): Nie ma, tak. Wcześniej jeszcze pytałeś o to, bo ja mam urodziny w lutym więc od paru lat się staram gdzieś sobie jechać na urodziny i na przykład Egipt spędzałam no w sumie na autostradzie.
(S): Ale co, jeden dzień?
(D): Nie, nie, nie. Chodzi mi o to, że te wyprawy planuję tak, żeby złapały urodziny. No i w 2020tym to był ten Egipt i urodziny spędzałam tak, że jechałam – jakoś to nic nie było zaplanowane – musiałam przejechać 280 kilometrów. Jechałam w nocy i rano wschód słońca w Port Saidzie, czyli tam gdzie się „W pustyni i w puszczy” zaczyna. To było takie najważniejsze.
(S): Jeździsz w nocy.
(D): Jeżdżę.
(S): To jest dla mnie takie najbardziej zaskakujące, że potrafisz sobie nawet zarywać noc i przez całą jedziesz.
(D): No,
(S): Miałem jedno takie doświadczenie jak jechałem przez Puszczę Niepołomicką, tam w nocy panują egipskie ciemności i niezwykle przeszkadzało mi to, że reflektory aut nadjeżdżających z naprzeciwka zwężały mi źrenice, które potem miały problem z dostosowaniem się z powrotem do ciemności, bo co jakiś czas, nieregularnie nadjeżdżały kolejne samochody. Wspominam to bardzo traumatycznie.
(D): Tak, oślepiają, ale czasami fajnie jest jechać w nocy. Oświetlenie jest super ważne, teraz nie mam dobrego, to co mam jest ok, ale takie hard-corowe lampki zgubiłam w Palestynie, potem druga mi się gdzieś tam zepsuła, ale to jest ważne, muszę kupić. W nocy jest fajnie o tyle, że jak się jedzie to sobie jedziesz i delektujesz tą drogą. Na przykład w Armenii nie jeździłam w nocy, z tego względu, że mi było szkoda Armenii, szkoda tych wszystkich widoków. Bez sensu było robić długi dystans, bo coś bym pominęła, więc tam w nocy prawie w ogóle nie było, jakieś tam wieczorne tylko trasy, ale czasami w nocy jest fajnie jak faktycznie nic nie ma po drodze i tylko jedziesz sobie i się totalnie skupiasz na tej jeździe, a nie na miejscach.
(S) Zauważyłem, że zwykle jeździsz sama. Cenisz sobie samotność?
(D) Cenię, aczkolwiek mam te koleżanki, szczególnie jedną, która jest stąd, z Krakowa. Byłyśmy razem na Bałkanach, na Kaukazie to jest super, ale też jakby… jak się jedzie samemu w taką podróż typu Armenia, czy Liban, czy coś to wtedy więcej ludzi poznaję i sama jestem w stanie więcej wyciągnąć z tego kraju. Trochę to egoistyczne, ale jakby ten czas jest tylko mój. Nawet jak się przekracza granicę z kimś to to dłużej trwa, bo są dwie osoby do sprawdzenia. Jest fajniej, śmieszniej, ta koleżanka jest cudowna…
(S): Nie ma tak, że się żrecie na przykład?
(D): Nie, nawet nie. Na tym Kaukazie w 2017tym potrafiłam się na trzy dni odłączyć. Spotkałyśmy się po trzech dniach. Nie każda osoba byłaby z tym spoko. Ona była wtedy z siostrą też i ta siostra była trochę zła na mnie, bo się odłączyłam właśnie na tę Osetię, Inguszetię i Czeczenię i Dagestan. Dopiero w Dagestanie się spotkałyśmy. Była zła, że jakby się coś stało, to jakąś odpowiedzialność by za mnie czuły.
(S): Fajnie, że o tym mówisz, bo w jednej ze swoich relacji piszesz, że o czymś tam postanowiłaś nawet nie powiedzieć mamie, żeby się nie denerwowała i zastanawiam się jak tam twoja mama w ogóle znosi twoje wyprawy?
(D): No to ona się przyzwyczaiła, nigdy mi nie mówi, że gdzieś nie mogę pojechać. Czasami, ja mam tak, że wciąż lubię papierowe mapy, szczególnie jakichś takich egzotycznych krajów i niby tej trasy nie planuję, ale sobie patrzę, bo muszę wiedzieć ile jestem w stanie przejechać, gdzie jestem w stanie coś tam zobaczyć, spać, topografię kraju lubię znać. To, w którą stronę pojadę, to totalnie nie wiem jak to tam wyjdzie, ale na przykład biorę tę mapę, idę do mamy i jej opowiadam, a ona mówi, że w ogóle tego nie chce słuchać nawet!
(S): Ha ha
(D):No, że nie chce się już teraz denerwować.
(S): Musisz na fejsie oprócz zdjęć publikować też…
(D): Mapy pewnie?
(S): Tak, jestem ich mega ciekaw, a Bartek – główny redaktor Wiatru w Szprychach to on już w ogóle jest fanatykiem map i by zwariował jakby mógł zobaczyć twoje trasy. To jest prośba fana.
(D): Dobra! Wiesz co, ja nie miałam nigdy Stravy, ale to dlatego, że Strava mi zżerała baterię, to jest raz, potem jeżdżę podłączona do power banków i tak dalej, bo też maps.me…
(S): Nie znam tej aplikacji. Czytałem, że ją używasz i też miałem o to zapytać.
(D): Taka z mapą. W Czeczeni spotkałam takiego Polaka i on mi to ściągnął, a do 2017tego wszystko robiłam z papierową mapą, każdą jedną trasę, czasami bez mapy.
(S): Na urodziny raz pojechałaś nad morze, tam dużo emocji wywołało w tobie Muzeum Drugiej Wojny Światowej. Zacząłem się zastanawiać czy to jest okres historii, który cię szczególnie interesuje?
(D): Wiesz co, nie, chyba w ogóle lubię historię. Teraz w lutym byłam w tym muzeum, ale rok temu byłam w Muzeum Stoczni, też świetne! Nie wiem, czy byłeś czy nie.
(S): Chyba tylko raz byłem w Gdańsku i nie mieliśmy wtedy czasu na muzea. Jakkolwiek poznałem niedawno jedynego, polskiego producenta rowerów wodnych Pawła z Waterbikes Poland i umówiłem się z nim wstępnie, że przejadę takim rowerem Wisłę z Wawelu nad morze. W Gdańsku, żeby uczcić ten wyczyn planuję sobie wytatuować kotwicę i może będę miał też trochę czasu, żeby zwiedzić muzeum.
(D): W sumie fajne też, no, ale byś się zatrzymywał gdzieś, nie? Na pewno, bo to duży dystans.
(S): Nie mam pojęcia, nigdy na takim rowerze nie jeździłem, na pewno będzie trzeba zrobić przystanki. Muszę sobie to rozkminić, prawdopodobnie będzie trzeba zgłosić to do policji wodnej, najbardziej boję się przenosek przy zaporach. Te waterbike’i też nie są przystosowane do turystyki rowerowej, także nie ma miejsca na sakwy.
(D): Aha, no właśnie. Poza tym musisz też gdzieś spać, bo tempo na pewno nie jest takie jak na normalnym rowerze. Nie wiem ile to może być do przejechania kilometrów 500?
(S): Ponoć max dla tego roweru to 10 kilometrów na godzinę. Ja na swoim trekkingu średnią prędkość mam może 20 km na godzinę, na twoim gravelu pewnie masz więcej.
(D): Wiesz co, no to jest też niesamowite, a propos jeszcze Armenii. Tam były takie przewyższenia, że czasami mi schodziła prędkość poniżej pięciu, czyli już szybciej bym szła i pchała ten rower. Z górki wiadomo to było szybciej, ale średnia w Armenii to 5 na godzinę.
(S): To musiały być bardzo duże górki. Nie kojarzę, żebym kiedykolwiek jechał 4 na godzinę, 8, może 6 to tak.
(D): Tak, tam przewyższenia są ogromne. To znaczy może normalnie wyciągnęłabym na nich 8 na godzinę, ale z sakwami to ta prędkość mi spadała.
(S): Wtedy właśnie ta muzyka się przydaje.
(D): Tak, wiadomo, że tam się zatrzymujesz czy coś, ale często podjazd trwa kilka godzin. Za to jak przyjechałam, to przez to, że tam jeździłam czułam się jakbym codziennie parę godzin na siłowni sobie trenowała, tak mi się poprawiła kondycja. Na tym rowerze, byłam w stanie jeździć grubo ponad 39 bez wysiłku.
(S): To się wymaże, bo po mieście nie powinno się jeździć tak szybko ?
(D): Ale nie nie, bo to jest to przygotowanie. Chodzi o to, że normalnie tyle bym nie wyciągnęła, ale dlatego, że przez to ile czasu na rowerze spędziłam i to właśnie tak siłowo, plus doszły wysokości, to że spędzałam czas na wysokości 2000 metrów nad poziomem może na pewno wpłynęło na mój organizm.
(S): A no tak. Powiem Ci, że ja po drugiej szczepionce Covidu, byłem strasznie zły na siebie, że wziąłem sobie ją miesiąc wcześniej niż powinienem, bo mi się pogorszył oddech. Nogi były spoko, ale po przejechaniu 45ciu kilometrów brakowało mi oddechu i musiałem przerywać trasę, wracać do domu. Teraz już jest lepiej.
(D): Myślisz, że to po szczepionce?
(S): Tak podejrzewam, bo to było tydzień, może dwa po szczepieniu. Fakt, że też upały zrobiły swoje, ale zwykle dla mnie jest tak, że to jest ten moment, też o nim wspominasz u siebie na blogu, kiedy jest się brudnym, spoconym, ale pełnym energii i tylko chce się jechać i celebrować życie.
(D): Tak, nie przejmujesz się niczym.
(S): A masz jakieś imiona dla swoich rowerów?
(D): Nie, zupełnie nie. Na ten mówię Cube, a ten jest gravelem.
(S): A ten gravel to jest nowszy nabytek?
(D): To jest 2018. W sumie też już trochę ma. Jeszcze się zastanawiałam nad szosą, ale kolega i kuzyn powiedział, że dla mnie to jest gravel idealnym rozwiązaniem i faktycznie.
(S): Też mi się tak wydaje, że szosowy raczej ogranicza. To znaczy, możesz sobie tam…
(D): Jako kolejny.
(S): Tak, mam nadzieję, że będziesz miała kiedyś też szosowy rower i fat bake’a też będziesz mieć i będziesz śmigać w zimie i wyjeżdżać na Trzy Korony i inne modele też.
(D): A miałam taką zajawkę, że zdobywałam korony gór polskich, ale się ostatnio to coś zatrzymało. Piętnaście szczytów mam zrobionych bodajże. Jakoś w 2018stym chyba zrobiłam ostatni.
(S): Oglądałem niedawno wywiad z francuskim podróżnikiem, który w swoim życiu zdążył odwiedzić wszystkie kraje na świecie. Powiedział dwie ciekawe rzeczy, że będąc wszędzie stwierdza, że świat jest jednym krajem, ludzie wszędzie mają takie same pragnienia i troski i druga rzecz to, że można podróżować na trzy sposoby, jako kolonizator (kiedy uważasz się za lepszego), jako turysta (wtedy cię wykorzystają) i jako przyjaciel (tylko w tym trzecim przypadku wszędzie napotka się na życzliwość ludzi). Jestem ciekaw czy masz podobne przemyślenia?
(D): Tak, jakkolwiek ja się zazwyczaj wschodu trzymam. Zachód rzadko wybieram. Byłam gdzieś tam w Portugalii, w Austrii, w Niemczech i tak dalej, ale to jest zupełnie inne doświadczenie niż wschód świata, nawet ten tutaj Europy. Wtedy ja nie do końca… to znaczy gdzieś tam jestem tą turystką, ale nie taką typową. Jak się odwiedza tylko miejsca turystyczne to jest zupełnie inny odbiór kraju, faktycznie jest to co mówisz, każdy próbuje ci coś sprzedać, coś ci wcisnąć. Nie jestem takim typem podróżniczki, że chcę jak najtaniej, jak najwięcej, czasem nawet chcę coś kupić. Abchazja była takim miejscem, tam w restauracjach byłam często jedynym gościem, a przez cały dzień potrafili mieć dwóch, trzech, albo nikogo więcej.
(S): Fajnie, że wspomniałaś jedzenie, bo w Armenii gospodarze w jednym z Guest House zaprosili cię na wspólny posiłek.
(D): Tak, nie jest to taka transakcja, że tam śpię i koniec, tylko faktycznie traktują mnie jak gościa i wszystko tak w Armenii było.
(S): Niedawno z jedną koleżanką rozmawiałem na temat rytuałów i wydaje mi się, że taki najprostszy rytuał, który dobrze jest praktykować i pozwala pielęgnować nasze człowieczeństwo to wspólne posiłki.
(D): To jest piękne, że ktoś spędził z tobą ten czas i ofiarował swoje jedzenie mimo, że wcale nie musiał. Czasem robią to nawet nie mówiąc w tym samym języku, chociaż w Armenii to akurat spoko, bo tam mówią po rosyjsku. Ja po rosyjsku akurat nie mówię, ale szło ich zrozumieć. W Libanie spałam zgarnięta przez jakichś ludzi. Miał być hostel, dzwonię, nic, potem wychodzi jakiś gość, wychodzi drugi no i wyszło, że spałam u Syryjczyków. To też było dziwne, bo wyszedł gość i mnie zaprosił, ja stwierdziłam, że ok, wsiadłam do samochodu do niego i mówi, że jedziemy do mamy. No jak do mamy to pomyślałam, że spodnie założę długie, bo jak jadę do arabki? Zamiast myśleć, że coś mi może zrobić czy cokolwiek, to wzięliśmy tę mamę i spaliśmy u nich w mieszkaniu. Oni nic po angielsku, trochę tam na tłumaczu, ale tak to arabski. To jest już język, którego się nie zrozumie, nie domyśli. Tak spędzałam czas z ludźmi, ale czasami to jest ciężkie, bo bym chciała… bo ta rozmowa nie będzie taka jakby była po polsku, czy w jakimś wspólnym języku, nie będę mogła o wszystko zapytać, nie będę się mogła wszystkiego dowiedzieć. Gdzieś tam się dogadamy i da się, ale tylko w ten sposób.
(S): Dużo ludzi na twoim facebook’u pyta o książkę.
(D): Chciałabym napisać książkę. Tak, nawet powiedzmy dla siebie. Boję się, że te wszystkie rzeczy mi w pewnym momencie umkną, że czegoś zapomnę. Wiadomo, że na facebook’u nie jestem w stanie napisać dużo, ciężko tam zmieścić swoje emocje i swoje przemyślenia i wszystkie spotkania. Mogłabym sobie na przykład regionami to podzielić to wtedy o Kaukazie już mogę.
(S): W sensie, że chcesz nawet kilka książek napisać?
(D):Tak.
(S): A czy samo pisanie to jest taka sama frajda jak jeżdżenie na rowerze, czy to się stało przy okazji?
(D): To znaczy, lubię chyba. Lubię z tego względu, że jak się pisze to się to jeszcze raz przeżywa.
(S): Czyli od razu ci zależało, żeby dokumentować swoje podróże?
(D): Właśnie nie od razu, bo ja miałam, w ogóle bloga takiego gdzie faktycznie dłuższe te wpisy były, ale gdzieś ten blog się zagubił.
(S): Widziałem, że to trochę ewoluuje u ciebie. Najpierw był blog, potem Facebook, zastanawiam się kiedy zaczniesz prowadzić też swój YouTube?
(D): Czasami żałuję, że nie mam jakichś filmików, tylko tak sobie gadać, opowiadać to jest ok, ale czasami najfajniejsze rzeczy się działy wtedy, kiedy ja bym nie mogła ich nagrać, bo bym wylądowała w więzieniu. Czy z tą egipską policją gdzie tam jechałam i faktycznie goście z karabinami za mną, czy jak na przykład izraelski żołnierz do mnie podchodził i też zakładał do rozmowy kałasznikowa… no ale oni chcieli pomagać, nawet jeden się pytał mamy, czy tam mogę u niego spać, to ona na niego nawrzeszczała, bo to było jakoś późno. No więc takie rzeczy sytuacyjne, też na przykład nie wiem, że się wydarzą i ciężko by je było nakręcić. Nawet ze zdjęciami mam problem. Z tą rodziną, co mnie zaprosiła do wspólnego posiłku, mam straszne zdjęcia, bo aparat mi się coś zabrudził, a potem już nie chciałam prosić o powtórki.
(S): Wiem, nie chcesz być taką irytującą instagramerką, która wszystko musi mieć piko belo, perfect i sztuczne, pozowane?
(D):Można niby poprosić i często żałuję, że jakiegoś zdjęcia nie mam, ale też czasami nie myślę, bo skupiam się na przeżywaniu chwili, to jest kolejny aspekt.
(S): Myślę, że w twoim pisaniu można to wyłapać. Czasem się wydaje, że piszesz bardzo na świeżo, są to wtedy wręcz wykrzyczane emocje i zachwyt, a czasem jakby przywołujesz sobie wspomnienia i wtedy piszesz troszkę spokojniej, bardziej opisowo.
(D): może, faktycznie inaczej piszę jak tam jestem, a inaczej po podróży.
(S): A tak to wygląda? Klikasz sobie na telefonie leżąc na łóżku w hostelu wieczorem taką relację?
(D): Tak, właśnie teraz nie miałam nawet czasu inaczej. Problem był też, żeby wybrać zdjęcia. Zawsze robię ich bardzo dużo i często tylko ja je rozumiem, dlatego muszą podlec mocnej selekcji, żeby wziąć takie, które dobrze opowiedzą historię.
(S): Na sam koniec powiedz jak smakuje sok z rokitnika?
(D):Dziwnie 🙂 To jest dziwne w Armenii, że każdy region ma jakiś swój produkt. Tutaj sobie jadę, to są jakieś owoce, potem były kukurydze. Co ileś metrów ktoś miał z nimi straganik. Nie kupiłam jej bo wtedy strasznie padało, potem był sok z rokitnika. Zdziwiło mnie, że był taki drogi, kosztował prawie cztery dolary, ale jak powiedziałam, że kupię, to już nie będę się wycofywać, choć trochę dużo za sok. Okazało się, że to był koncentrat, nie byłam pewna czy jest tam alkohol, czy nie. Uznałam, że nie piję tego teraz, jeszcze słońce grzało, bałam się że padnę gdzieś tam po drodze, ale pragnienie wygrało.
Niesamowita jest ta kobieta. Każda Jej relacja i opisy robią na mnie wielkie wrażenie. Są takie.. inne, absolutnie wyjątkowe. I przez to piękne w dzisiejszym świecie. I to zamiłowanie do klasycznych, papierowych map 🙂 Zachwyca mnie o, bo sam je lubię i wciąż korzystam.