Bartłomiej Pawlak
Fajnie jest raz na jakiś czas zrobić sobie prezent, zwłaszcza, jeśli są to twoje urodziny. Zamiast dmuchać świeczki na torcie, dmuchnąłem powietrza w opony i wyruszyłem zrealizować plan, który od dwóch lat miałem na tak zwanej liście priorytetów. Trochę pozycji na rzeczonej liście znajduje się, czekając na swoją kolej. Tym razem wybór padł na Rowerowy Szlak Doliny Karpia, wytyczony w dolinach rzek Wisły i Skawy, w formie pętli o długości blisko 90 km. Szlak koloru czerwonego prowadzi nas po drogach powiatów oświęcimskiego i wadowickiego, przez urokliwe miejsca gmin Brzeźnica, Osiek, Polanka Wielka, Przeciszów, Spytkowice, Tomice oraz Zator. Geograficznie rzecz ujmując poruszamy się w obrębie Kotliny Oświęcimskiej, Pogórza Wilamowickiego jak również Pogórza Wielickiego.
Dolina Karpia zawdzięcza swoją nazwę niezliczonym stawom rybnym i tradycjom hodowli karpia królewskiego sięgającym średniowiecza. Patrząc z lotu ptaka widać dziesiątki, a może setki mniejszych oraz większych stawów oddzielonych od siebie groblami. Pejzaże zmieniają się wraz z kolejnymi pokonanymi kilometrami – w mojej ocenie można wyróżnić cztery różniące się między sobą pod względem charakteru, ukształtowania i zagospodarowania terenu rejony.
Oprócz dobrze widocznego w terenie oznakowania szlaku rowerowego barwy czerwonej, lokalnie można napotkać również specjalne oznaczenia i drogowskazy sygnowane logo Doliny Karpia. Przez mijane tereny przebiega jeszcze kilka innych szlaków, których oznakowania mijamy na okolicznych słupach, ogrodzeniach i drzewach, więc warto zachować czujność i pamiętać, że dla Szlaku Doliny Karpia przypisane jest oznakowanie właśnie w kolorze czerwonym. W trakcie wycieczki można skorzystać z turystycznych wiat wypoczynkowych z tablicami informacyjnymi, w każdej z gmin leżących na szlaku. Oprócz wyznaczenia szlaku w terenie, opracowany został przewodnik rowerowy w formie papierowej możliwy również do pobrania w formie pliku pdf ze strony Stowarzyszenia Doliny Karpia wraz z kilkoma innymi przydatnymi w trasie publikacjami o odwiedzanym regionie. Na końcu relacji znajdziecie plik GPX, który ułatwi nawigację na szlaku. Po ciężkim tygodniu wczesna pobudka przebiegła z niejakim oporem, ale koniec końców o godz. 6:30 wyruszyłem z terenu Kampusu 600-lecia Odnowienia Uniwersytetu Jagiellońskiego położonego na południowym zachodzie Krakowa.

Pora wczesna, ale plan przejechania pętli Doliny Karpia postanowiłem rozbudować o dojazd na szlak i powrót z niego również rowerem, co znacząco wydłużało dystans do pokonania oraz czas spędzony na siodełku. Dostojnie przejechałem reprezentacyjną arterią Kampusu, czyli Aleją Wawelską, po czym przez tereny Ruczaju, Kobierzyna i Sidziny wyjechałem z Krakowa w kierunku Skawiny (13 km), która powoli budziła się do życia w sobotni poranek.

Przystanąłem na chwilę na rynku, pstryknąłem zdjęcia i ruszyłem w dalszą podróż. Za dworcem PKP w prawo odchodzi ul. Tyniecka wyprowadzająca mnie z centrum miasta na obwodnicę Skawiny, wzdłuż której rowerową ścieżką docieram nad śluzę w Borku Szlacheckim (17 km) na Kanale Łączańskim. O samym kanale możecie przeczytać tutaj.

Kilometry gładkiego asfaltu umykają błyskawicznie spod kół przy akompaniamencie szumu trzcin porastających brzegi kanału i ani się obejrzałem jak dotarłem do Jaśkowic (27 km), gdzie na chwilę obecną kończy się wykonany fragment trasy pomiędzy Skawiną a Łączanami. Stwierdziłem, że to dobry moment na śniadanie, w dodatku mając piękny widok na gładką toń Kanału i okoliczną zieleń. W takich warunkach śniadanie smakowało wybornie.

Asfalt wzdłuż Kanału skończył się, ale dobrze wyjeżdżona ścieżka po 500 metrach doprowadza mnie do starego, mocno pordzewiałego mostku łączącego Brzezinkę z Brzeźnicą leżące po przeciwnych stronach Kanału. Przejeżdżam na prawą stronę i po 2 kilometrach łapię przebieg Wiślanej Trasy Rowerowej (29 km) biegnącej wałem, w miejscu, gdzie znajduje się przeprawa promowa przez Wisłę. Miejsce to przyjdzie mi odwiedzić jeszcze raz w drodze powrotnej, ale o tym później.

Kierując się WTR na zachód, wkrótce (33 km) wcinam się nareszcie w Szlak Doliny Karpia, który na odcinku do tamy w Łączanach (36 km) ma z WTR wspólny przebieg. Na tamie w Łączanach WTR odbija w prawo ku Rusocicom i Kamieniowi, ja natomiast skręcam w lewo, by wkrótce dotrzeć ponownie nad Kanał Łączański.

Kolejne kilometry upływają mi na spokojnej jeździe po płaskim terenie. Mijając kolejne zadbane miejscowości, od czasu do czasu dostrzegam rozlaną Wisłę spiętrzoną na tamie w Łączanach oraz kontur zamku Lipowiec odcinający się na tle zieleni wzgórza, na którym został wzniesiony (u stóp zamku znajduje się interesujący skansen w Wygiełzowie).

W Spytkowicach (45 km) ku mojemu zdziwieniu natknąłem się na pochodzący z XVI wieku zamek mieszczący obecnie w swoich podwojach oddział Archiwum Państwowego. Zamek znajduje się za solidnym ogrodzeniem, więc skończyło się na obejrzeniu go wyłącznie z zewnątrz.

Od Spytkowic, przez Smolice do Podolsza droga zatacza spory łuk omijając pierwszy z zespołu stawów rybnych. Za Smolicami (53 km) drogowskaz sugeruje zjazd z trasy i udanie się do oddalonego o 2 km Kopca Grunwaldzkiego (55 km), co niniejszym czynię, wydłużając trasę o dodatkowe 4 km.

Kopiec jak to kopiec, wznosi się ponad teren, ale widoków jakichś obłędnych z niego akurat nie ma. Został usypany przez mieszkańców Palczowic w 2010 roku na pamiątkę 600-lecia zwycięstwa oręża polskiego pod Grunwaldem. Na granitowej tablicy widnieje informacja, że został on usypany po raz drugi, w miejscu pierwszego, który powstał równe 100 lat wcześniej, a został zniszczony przez hitlerowców w czasie II Wojny Światowej.

Po powrocie na Szlak Doliny Karpia, wkrótce po prawej stronie mijam Zalew Ślepowron (59 km) położony pomiędzy Palczowicami, a Podolszem z prywatnym łowiskiem, więc nie zakłócam spokoju ślepowrona, który tutaj ma swoją ostoją, robię kilka zdjęć i po kolejnym kilometrze docieram do Palczowic. Warto tam na chwilę przystanąć i obejrzeć pochodzący z końca XIX wieku drewniany kościół p.w. św. Jakuba, do którego kierują tabliczki i drogowskazy z logo Doliny Karpia.

Wracając do ślepowrona, to gatunek będący w Polsce pod ochroną, w dużej liczbie gniazdujący i rozmnażający się właśnie w Dolinie Karpia (terytorialnie w Dolinie Górnej Wisły), będący drugim, po karpiu symbolem Doliny. To właśnie dzięki niemu stawy są utrzymywane, a tereny objęte obszarem Natura 2000.

Po przejechaniu 20 km szlaku po płaskim terenie, lawirując pośród miejscowości, za Palczowicami po raz pierwszy zauważam zmianę charakteru mijanych terenów. Prawdę mówiąc obawiałem się, że jeśli dalsza część szlaku będzie miała taki sam charakter, to okaże się on cokolwiek nudny. Wkrótce jednak miało się okazać, że moje obawy były płonne, jako że okolica zaczęła się mocno zmieniać wraz z przyrostem ilości kilometrów na rowerowym liczniku.

Cztery kilometry za Palczowicami, gdzieś pomiędzy Zatorem i Podolszem (64 km) wkraczam w królestwo rybnych stawów. Bitą drogą poprowadzoną groblą pomiędzy stawami, pośród szpaleru drzew i trzcin porastających brzegi zbiorników przez kolejne 4 km przyszło mi jechać w tak niesamowitych warunkach.


Między drzewami, gdzieś na horyzoncie można było dostrzec wielkie konstrukcje Hyperiona, Zadry, Mayana i innych rollercoasterów parku rozrywki Energylandia. Co pewien czas z trzepotem skrzydeł do lotu podrywał się jakiś duży ptak – pewnie żuraw albo czapla, może ślepowron? Z szuwarów dochodziły odgłosy kaczek, perkozów i innego wodnego ptactwa.

Oprócz wymienionych ptaków nad stawami gniazdują rybitwy, mewy, derkacze, bączki, łyski, kokoszki, rokitniczki, świerszczaki, trzcinniczki, srokosze, remizy oraz gąsiorki i potrzosy.

Szum wiatru w trzcinach działał uspokajająco, a biorąc pod uwagę fakt, że na trasie byłem zupełnie sam, spokojnie mogłem kontemplować okolicę.

Po minięciu kompleksu stawów docieram do Przeciszowa (71 km), gdzie czeka na mnie odcinek wygodnej rowerowej ścieżki ocienionej drzewami. Po przekroczeniu ruchliwej Drogi Krajowej nr 44 łączącej Kraków z Oświęcimiem krajobraz zmienia się po raz kolejny niczym po przekręceniu tuby kalejdoskopu. Szlak wkracza na tereny Pogórza Wilamowickiego, płaska trasa zaczyna lekko falować, stawy rybne ustępują miejsca uprawnym polom. Jedzie się spokojnie, podjazdy nie są męczące, w związku z czym wstęga szosy umyka wartko pod kołami. Dochodzi południe i powoli zaczynam się rozglądać za miejscem na obiad.

Okazja nadarza się w Polance Wielkiej (76 km), gdzie w centrum miejsowości, po jednej stronie ulicy wybudowany jest nowy obiekt rekreacyjny z pumptrackiem, tężnią solną, siłownią i ławeczkami, a po drugiej za ogrodzeniem park z zadaszoną sceną i wiatą turystyczną, w której postanawiam odpocząć.


Wcześniej jednak zajeżdżam pod zabytkowy drewniany kościół p.w. św. Mikołaja datowany na wiek XVI, ale zwiedzanie muszę ograniczyć tylko do okrążenia go dookoła, bo wewnątrz trwa akurat remont konserwatorski.

Przerwa na zupkę i kawę pozwoliła zregenerować siły. Po wyjechaniu z Polanki Wielkiej krajobraz uległ zmianie po raz kolejny. Kierując się na Osiek uprawne pola zrobiły się zdecydowanie większe niż za Przeciszowem. Dominują złocące się łany zboża i gęste uprawy dorodnej kukurydzy. Na południu pojawiły się widoczne góry Beskidu Małego i Makowskiego.

Na tle takiej panoramy widoczne kilkaset metrów dobrej asfaltowej drogi pomiędzy połaciami złota i zieleni po bokach daje kopa do dalszej jazdy i zachęca do mocniejszego depnięcia na pedały. Jeśli popatrzeć na mapę, to okazuje się, że w linii prostej do Oświęcimia jest tylko przysłowiowy rzut beretem.
Po dojechaniu do Osieka (84 km), przy kościele, szlak robi nawrót w lewo obierając azymut na Zator. Osiek jest miejscem najbardziej wysuniętym na zachód, więc od tego momentu przyjmuję umownie, że zaczynam drogę powrotną. W Osieku warto przystanąć przy starym, zabytkowym kościele p.w. św. Andrzeja. Kościół o konstrukcji drewnianej pochodzi z połowy XVI wieku, a na przełomie XVI i XVII wieku był zborem kalwińskim.

Tymczasem od zachodu zaczynają sunąć błękitnym wcześniej niebem granatowe chmury, co skłania mnie do odpuszczenia wizyty na plaży i molo w Osieku. Z daleka pozdrawiam więc dużych rozmiarów karpia w kolorach logotypu Doliny Karpia i ruszam dalej. Kolejne kilometry przez Granicę Głębowską (90 km), Piotrowice (95 km) po Łowiczki mijają pośród szachownicy pól, licznych podjazdów i zjazdów.

Jednym słowem rowerowe niebo. W Łowiczkach (98 km) napotykam kolejną wiatę sygnowaną logo szlaku, z tablicą informacyjną. W tym miejscu ponownie zaczyna się kraina stawów rybnych, co jest niechybnym znakiem, że Zator już blisko.

Do Zatora jednak nie wjeżdżam, bo szlak poprowadzony jest tak, że omija miasto kierując nas główną drogą w prawo na Wadowice, by po kilkuset metrach skręcić w lewo i przejechać na drugi brzeg rzeki Skawy do Grodziska (105 km), tuż poniżej jazu i elektrowni. Jeśli ktoś potrzebuje odpoczynku, to za rzeką znajdzie kolejną wiatę.

Wkrótce rozpoczyna się dość wymagający odcinek szlaku obfitujący w liczne podjazdy oraz zjazdy wąskimi i krętymi momentami drogami. Pokonane kilometry czuję już w nogach cisnąc na pedały w kolejną górkę, z nadzieją, że to już ostatnia, a zyskana wysokość wkrótce będzie skonsumowana na zjeździe w kierunku doliny, dnem której płynie Wisła. Jednak zanim to nastąpi muszę jeszcze pomęczyć się na kilku kolejnych górkach, jako że wkraczam na tereny Pogórza Wielickiego.

W krajobrazie następuje kolejna zmiana, pola z wielkopowierzchniowych znowu stają się mniejsze, oprócz zbóż i kukurydzy pojawiają się ziemniaki – taki klimat bardziej przypominający Sądecczyznę. Za Bachowicami w pewnym momencie szlak zjeżdża z asfaltu zmieniając się w gładką szutrówkę i po krótkim leśnym odcinku wyprowadza mnie na otwartą przestrzeń, gdzie staję jak wryty, zauroczony roztaczającym się widokiem. Z wrażenia aż mi głos odebrało na chwilę. To w mojej ocenie najpiękniejsza widokowo miejscówka z panoramą Beskidów za doliną, w której leżą Wadowice.

Znowu podjazd, kolejny lasek, po czym następuje pięciokilometrowy zjazd, podczas którego tracę 70 metrów w pionie wypracowanych mozolnie na wcześniejszych podjazdach. Ulica Widokowa w Tłuczaniu (117 km), jak najbardziej zasługuje na swoją nazwę biorąc pod uwagę, jakie widoki się z niej roztaczają.

Za Tłuczaniem muszę się jeszcze zmobilizować do wysiłku na ostatnim podjeździe, by następnie przez Marcyporębę (122 km) spokojnie dotoczyć się do Brzeźnicy (125 km).

W Marcyporębie znajduje się zabytkowy, drewniany kościół p.w. św. Marcina pochodzący z II połowy XVII wieku, wykonany z modrzewiowego drewna w stylu gotyckim (o innych kościołach drewnianego gotyku w Małopolsce można przeczytać tutaj.

W Brzeźnicy po raz kolejny przekraczam Drogę Krajową nr 44 oraz Kanał Łączański, po czym domykam pętlę Szlaku Doliny Karpia na wale Wiślanej Trasy Rowerowej (127 km), w tym samym miejscu, gdzie rano licznik wskazywał 33 km. Z prostego rachunku wynika, że z wizytą na Kopcu Grunwaldzkim pętla Szlaku Rowerowego Doliny Karpia zamknęła się wynikiem 94 kilometry.

Pomysł na drogę powrotną do Krakowa był taki, żeby w Brzeźnicy przeprawić się przez Wisłę promem do Czernichowa, a następnie przez Wołowice i Piekary wrócić do domu. Niestety plan spalił na panewce, gdyż po dotarciu do przeprawy promowej zastałem zamknięty szlaban (131 km) i prom zacumowany przy drugim brzegu.
W związku z zaistniałą sytuacją nie było innego wyjścia jak powrót kontynuować dobrze mi znaną Wiślaną Trasą Rowerową, a skoro tak, to na pierwszym napotkanym MORze w Pozowicach (134 km) zrobiłem drugą przerwę na posiłek.

Kuchenka poszła w ruch, zupka i kawa jak uprzednio dostarczyły potrzebnej energii. Na długie posiady nie było czasu, bo zerwał się porywisty wiatr, a chmury towarzyszące mi od Osieka zasnuły spory fragment nieba, przybierając jeszcze ciemniejszy odcień. Dobrze, że wiatr dął w plecy, bo ucieczka przed deszczem przez Facimiech (137 km), Ochodzę (140 km) do Kopanki (144 km) odbyła się w szybkim tempie.

Przeprawa promowa w Kopance szczęśliwie była czynna, z czego ochoczo skorzystałem. Rachityczny prom klekoczący starym dieslem przewiózł mnie do Jeziorzan.

Z niepokojem spoglądając przez ramię na zachód, czując presję nadchodzącej ulewy błyskawicznie pokonałem podjazd do Piekar (149 km), a następnie jeszcze szybciej zjazd w kierunku Krakowa. W normalnych warunkach zatrzymałbym się, żeby podziwiać widok na dwa klasztory (oo. Benedyktynów w Tyńcu oraz Kamedułów na Srebrnej Górze na Bielanach), jednak tym razem nie odważyłem się na stratę czasu. I dobrze, bo na wiślanym wale na wysokości wodociągów na Bielanach (155 km) wiatr targnął z ogromnym impetem – na moje szczęście obyło się bez deszczu, ale w kierunku Krakowa gnałem jak popychany niewidzialną ręką. Wisłę przekroczyłem Mostem Zwierzynieckim (162 km), po czym po przejeździe przez osiedle Pychowice ponownie zawitałem na Kampusie Uniwersytetu Jagiellońskiego mając na liczniku solidne 167 km.
Podsumowując wyjazd, było bardzo intensywnie, ale ilość wrażeń i przyjemności z jazdy przyćmiły zmęczenie. Pętla Rowerowym Szlakiem Doliny Karpia okazała się petardą samą w sobie, a rozbudowanie trasy o tereny wzdłuż Kanału Łączańskiego oraz fragment Wiślanej Trasy Rowerowej dodatkowo wzbogaciły atrakcyjność wyprawy. Dla mnie osobiście Szlak Doliny Karpia to jedno z odkryć bieżącego roku – odkryć jak najbardziej pozytywnych zarówno pod względem atrakcyjności mijanych terenów, poprowadzenia szlaku, i bezpieczeństwa poruszania się. Przed wyruszeniem w trasę przeklikałem do pliku gpx przebieg szlaku na podstawie map dostępnych w przewodniku, co przełożyło się na późniejszy komfort jazdy – to co na mapach w przewodniku w 100% pokryło się z tym co w terenie. Chętnych odsyłam na koniec artykułu, gdzie można sobie pobrać ślad trasy.

Oczywiście w kształcie, w jakim pokonałem cały dystans zapewne okaże się on zbyt długi dla większości osób uprawiających turystykę rowerową, ale specjalnie rozbudowałem opis wycieczki o połączenie Krakowa ze Szlakiem dwoma alternatywnymi trasami, aby dać Wam możliwość samodzielnego zaplanowania wyprawy, dowolnie wybierając miejsce startu i końca oraz przebiegu wycieczki. Połączenie kolejowe z Krakowa do Oświęcimia z możliwością przewozu rowerów otwiera dodatkowe opcje konfiguracji wycieczki z możliwością wykorzystania Wiślanej Trasy Rowerowej w połączeniu z fragmentem szlaku doliny Karpia – przykładowo: Oświęcim, Osiek, Grodzisko, Marcyporęba, Brzeźnica i dalej do Krakowa przez WTR albo wzdłuż Kanału Łączańskego. Osobom pokonującym krótsze dystanse oraz podróżującym z dziećmi lub młodzieżą proponuję eksplorację Szlaku etapami wybierając fragmenty szlaku zgodnie z własnymi możliwościami i preferencjami.
Niestety taki długi dystans jak pokonany podczas mojego wyjazdu ma swoje wady – zwyczajnie brakuje czasu na zatrzymywanie się i oglądanie każdej atrakcji, stąd w opisie wycieczki wspominam tylko o kilku z nich. Na trasie jest ich naprawdę sporo, poniżej lista obiektów, które warto uwzględnić w planie zwiedzania.
Drewniane obiekty sakralne:
- Kościół p.w. św. Andrzeja w Osieku
- Kościół p.w. św. Andrzeja w Graboszycach
- Kościół p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Woźnikach
- Kościół p.w. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Tłuczaniu
- Kościół p.w. św. Marcina w Marcyporębie
- Kościół p.w. św. Jakuba Młodszego w Palczowicach
- Kościół p.w. św. Mikołaja w Polance Wielkiej
Murowane obiekty sakralne:
- Kościół w Zatorze
- Kościół p.w. św. Jana Chrzciciela w Przeciszowie
Dwory i pałace:
- Pałac w Osieku
- Zespół dworski w Rudzach
- Zespół pałacowo-parkowy w Paszkówce
- Dwór w Brzeźnicy
- Pałac w Zatorze
- Pałac w Polance Wielkiej
Zamki:
- Zamek w Graboszycach
- Zamek w Spytkowicach
Gdy masz ochotę na dobrą rybkę.

GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ
Świetny opis i wielkie dzięki za gpx .
Polecamy się na przyszłość 🙂