Bartłomiej Pawlak
Powiat dąbrowski na terenie którego znajduje się Powiśle Dąbrowskie jak możemy przeczytać na stronie internetowej Starostwa Powiatowego w Dąbrowie Tarnowskiej to jeden z 22 powiatów tworzących Województwo Małopolskie. Żeby łatwiej było sobie usytuować jego lokalizację na mapie, to leży on w widłach pomiędzy największymi rzekami Małopolski – Wisłą i Dunajcem, tuż poniżej ujścia Dunajca do Wisły. Odległość 20 km od Tarnowa, 90 km od Rzeszowa, 95 km od Kielc, 100 km od Krakowa oraz bliskość autostrady A4 sprawiają, że dojazd samochodami wraz z rowerami nie nastręcza żadnego problemu, za to otwiera możliwości zwiedzania i poznawania nowych atrakcji oddalonych o około godzinę jazdy samochodem od głównych miast Małopolski, Podkarpacia i Kielecczyzny.
Wszystko zaczęło się od rozmowy z Piotrem w pewien jesienny dzień, kiedy to z ekscytacją w głosie przekazał mi informację, że Starostwo w Dąbrowie Tarnowskiej dostrzegło działania ekipy bloga Wiatr W Szprychach i jest zainteresowanie przyjazdem naszej ekipy do nich. A tak w ogóle, to są superatrakcyjne tereny i absolutnie koniecznie musimy się tam wybrać z wizytą. Minęła zima, przyszła wiosna, a wraz z nią odżył pomysł wyjazdu na Powiśle Dąbrowskie. Piotr przeszedł od słów do czynów i wkrótce dograne były wszystkie szczegóły dotyczące wyjazdu.
W końcu nadeszła wyczekiwana sobota 12 czerwca i w sile dwunastu osób zameldowaliśmy się na parkingu Starostwa Powiatowego w Dąbrowie Tarnowskiej. Wkrótce po nas zjawili się nasi przewodnicy i opiekunowie w jednym – Agata i Karol. Po chwili na parking przybył Starosta Powiatu Dąbrowskiego pan Lesław Wieczorek, który powitał serdecznie naszą ekipę, życzył udanego zwiedzania regionu i po wspólnych zdjęciach dał sygnał do rozpoczęcia wycieczki. Obiecał, że jeszcze się spotkamy w wyjątkowym miejscu, gdy będziemy kończyć wycieczkę.

DĄBROWA TARNOWSKA – OŚRODEK SPOTKANIA KULTUR
Pierwsze kroki, jeszcze bez rowerów skierowaliśmy na drugą stronę ulicy Berka Joselewicza, vis-a-vis siedziby Starostwa, gdzie w budynku synagogi z 1863 roku znajduje się obecnie Ośrodek Spotkania Kultur, jednostka Dąbrowskiego Domu Kultury.

Jak możemy przeczytać na ich stronie internetowej Ośrodek Spotkania Kultur “… jest miejscem dialogu międzykulturowego, stanowi nowoczesną, mobilną ekspozycję, która w razie potrzeby zamienia się na salę koncertową, scenę i widownię teatru, miejsce lekcji historii i regionalizmu…”. Z zewnątrz mocno charakterystyczny z wyglądu budynek, niebudzący wątpliwości co do jego pochodzenia, z widocznymi wpływami kultury wschodniej kryje w sobie pieczołowicie odrestaurowane wnętrza.


Jest to światowej klasy perełka architektury chasydzkiej. Aż trudno uwierzyć, że piętnaście lat temu była to kompletna ruina grożąca katastrofą budowlaną. W latach 2008-2012 kosztem prawie 10 milionów złotych udało się temu miejscu przywrócić dawny blask, czego efekty możemy podziwiać dzisiaj. Wysoka sala modlitwy, łukowe sklepienia z odtworzonymi polichromiami, wysokie okna wprawiają zwiedzającego w nastrój zadumy.

Muzealna ekspozycja jest zaaranżowana tak, że w żaden sposób nie rozprasza uwagi i nie dominuje w kubaturze pomieszczenia. Przed opuszczeniem synagogi bezwzględnie należy się udać klatką schodową w górę, gdzie na dwóch kondygnacjach odtworzony jest oryginalny babiniec. Na kondygnacji –1 znajdziemy ekspozycje związane z lokalną kulturą, II wojną światową i położonym niedaleko Zalipiem. Dziękujemy za przekazane informacje dotyczące miejsca oraz historii dawnej społeczności żydowskiej, po czym wracamy na parking by rozpakować rowery i wyruszyć w dalszą drogę.
PRZEZ POWIŚLE DĄBROWSKIE
Wprawnie rozpakowujemy rowery, zakładamy kaski, ubieramy plecaki i w gotowości stajemy na krótkiej odprawie. W dwuszeregu zbiórka, na lewo patrz, kolejno odlicz – 1, 2, …, 13, 14 – wszyscy są. Oczywiście to żart, bo na naszych wycieczkach aż takiego wojskowego drylu to nie ma. Przedstawiamy cele dzisiejszej wycieczki, przypominamy zasady bezpiecznego poruszania się po drogach publicznych i wyruszamy ku nowej przygodzie. Karol razem z Piotrem prowadzą, Agata i ja zamykamy peleton.

Zwartą grupą pokonujemy boczne uliczki Dąbrowy Tarnowskiej, by już po chwili znaleźć się poza jej granicami. Przez Olesno kierujemy się na Zalipie. Wygodna droga prowadzi nas raz między zabudowaniami, to znowu pośród pól. Jest sielsko. Nasi przewodnicy mają dla nas niespodziankę – pole pełne kwitnących na czerwono maków poprzetykane niebieskimi chabrami.

ZALIPIE (17 km)
Czy jest ktoś, kto nie kojarzy Zalipia? Wsi kolorowej niczym z bajki? Domów i obejść strojnych w malowane wielobarwne kwiaty? Też mi się wydaje, że nie.

Jadąca z nami Ania opowiada historię jak nawet znajomi jej córki pochodzący z Japonii słyszeli o Zalipiu i koniecznie chcieli je zobaczyć. Dzięki towarzyszącym nam Karolowi i Agacie zwiedzanie Zalipia zaczynamy trochę nietypowo, bo od miejscowego kościoła p.w. Św. Józefa Oblubieńca. Wybudowany w końcu lat czterdziestych XX wieku, z zewnątrz ceglany, nie wyróżnia się szczególną urodą, ale po przekroczeniu progu jego odbiór jest zupełnie inny. Jasny, widny z rozpoznawczym znakiem Zalipia, czyli kwiatową ornamentyką zdobiącą ściany. Warto zajrzeć do kaplicy pod chórem, której ściany w całości są pokryte kwiecistymi malowidłami, a i liturgiczne szaty posiadają roślinne motywy zdobnicze.

Kierujemy się do centrum Zalipia – teraz nie ma już żadnych wątpliwości, gdzie jesteśmy. Kwieciste malunki dostrzegamy na mijanych zabudowaniach. Po chwili wjeżdżamy w obejście Domu Malarek. Jest to wybudowany w latach siedemdziesiątych XX wieku budynek służący jako dom pracy twórczej tamtejszych malarek, miejsce wystaw, spotkań i warsztatów.

W wielkiej świetlicy ze sceną oprócz rozmaitych kwiatowych malunków pod sufitem zwiesza się ogromny żyrandol z kwiatów ręcznie wykonanych z bibuły. Od oprowadzającej nas po obiekcie przewodniczki dowiadujemy się, że sztuka zdobienia najpierw wnętrz, a później ścian zewnętrznych, stodół, studni, itp. wziął się z prozaicznej przyczyny – chęci utrzymania w czystości i schludnym wyglądzie wnętrz domostw.

Nietrudno sobie wyobrazić, że malowane wapnem na biało ściany w połączeniu z piecami kaflowymi, łatwo ulegały zabrudzeniu. Początkowo malunki były proste i wykonywane tym co akurat było pod ręką, by z czasem nabrać kształtów skomplikowanych form roślinnych wykonywanych już przy użyciu trwałych farb.

Przed Domem Malarek posiedzieliśmy jeszcze chwilę uszczuplając zapasy prowiantu znajdujące się w sakwach i plecakach. Okazało się na miejscu, że w Domu Malarek można kupić kawę (co część grupy przyjęła z pomrukami zadowolenia), a w pobliskim sklepie lody (tutaj z kolei młodsza część ekipy wykazała zainteresowanie).

Po posiłku skierowaliśmy się do położonej niedaleko Zagrody Felicji Curyłowej, jednej z prekursorek malowanej sztuki ludowej i bezsprzecznie ikony Zalipia. Zmarła w 1974 roku malarka wywarła ogromny wpływ na życie miejscowej ludności i rozsławiła Zalipie na całą Polskę, Europę i świat. Zagroda składa się z budynków mieszkalnych i gospodarskich – choć wymalowanych tą samą ręką, to w różnych stylach i kolorystyce.

Rokrocznie w niedzielę po święcie Bożego Ciała organizowany jest konkurs na najładniej wymalowaną chatę. Tak się akurat złożyło, że komisja konkursowa chodziła tydzień przed naszym przyjazdem, więc mijane po drodze domy i inne budynki biły po oczach intensywnymi barwami świeżych malunków, a obejścia wyglądały niesamowicie paradnie i odświętnie.

Niestety mamy świadomość, że zobaczyliśmy tylko mały wycinek tego co można zwiedzić mając do dyspozycji cały dzień. Nam niestety czas było się zbierać w drogę.
WIŚLANA TRASA ROWEROWA (27-32 km)
Znowu jedziemy drogami, na których samochody spotykamy jedynie sporadycznie, by w Samocicach wskoczyć na wiślany wał i prowadzącą nim Wiślaną Trasę Rowerową. Tuż przed wjazdem na WTR, u podnóża wału w food trucku można posilić się pysznymi goframi i napojami wprost z lodówki.
Przez kolejne 5 km poganiamy z wiatrem w plecy Wiślaną Trasą Rowerowa w kierunku Szczucina, co rusz z niepokojem spoglądając przez ramię na oznaki zapowiadanego na popołudnie załamania pogody z intensywnymi burzami. Agata i Karol wydają się być niewzruszeni, uspokajają nas, że Wisła nie puści burzy na drugi brzeg. Póki co tak faktycznie jest. Nie wiem co prawda, czy podyktowane jest to wieloletnim obserwowaniem lokalnych zjawisk pogodowych, czy może posiedli umiejętności zaklinania pogody? Nieważne, grunt, że nie pada za kołnierz.
Tuż po zjeździe z wałów WTR w miejscowości Pawłów znajduje się MOR w typowym, dobrze znanym użytkownikiem małopolskich tras Velo standardzie (wiata ze stołem i ławami, glill, stacja serwisowa z narzędziami, toy-toy i kosze na odpady).
BOLESŁAW (35 km)
Kolejny punkt zwiedzania to zabytkowy kościół w Bolesławiu p.w. św. Wojciecha pochodzący z początku XVII wieku. Został wybudowany w latach 1605-1632 z fundacji Stanisława Ligęzy. Jest najstarszym kościołem na Powiślu Dąbrowskim.

Po wejściu do kościoła zobaczyliśmy jego piękne wnętrze wraz z najstarszą częścią, którą stanowi kaplica Ligęzów przylegająca do kościoła od strony południowej. Wzniesiona w 1605 roku renesansowa budowla, zbudowana na rzucie kwadratu, do dziś zachwyca włoskim manieryzmem i pięknym ołtarzem św. Anny.

Po kościele oprowadził nas proboszcz parafii ks. Robert Groch – jak się okazało dysponujący bogatą wiedzą zarówno o historii kościoła, prowadzonych pracach remontowych oraz konserwatorskich, jak również elementach sztuki sakralnej znajdujących się w kościele. Po zakończeniu zwiedzania zrobiliśmy wspólne pamiątkowe zdjęcie, pożegnaliśmy się i wyruszyliśmy w dalszą drogę.

Kontynuujemy jazdę bocznymi, spokojnymi drogami w kierunku Olesna. Mijające nas samochody można policzyć na palcach u jednej ręki. Dopiero ostatnie trzy kilometry przed Olesnem są bardziej ruchliwe i wymagają zwiększonej uwagi i koncentracji.
OLESNO (42,5 km)
Po dotarciu do Olesna zatrzymaliśmy się przed dziewiętnastowiecznym dworem Owczarnia znajdującym się przy głównej drodze. Obecnie jest on w prywatnych rękach, a ogrodzenie i pies skutecznie ostudziły nasze zapały obejrzenia dworu z bliższa. Skończyło się na zrobieniu zdjęć przez ogrodzenie.

Zespoły dworsko-parkowe w Oleśnie i Brniu łączy półtorakilometrowej długości zjawiskowa Aleja Lipowa. Szeroka, utwardzona droga z rosnącymi po obu jej stronach starymi lipami – szkoda, że nie przyjechaliśmy tutaj w lipcu, kiedy drzewa kwitną. Zapach ich kwiatów wieczorową porą i brzęczące w koronach drzew roje pszczół muszą oszołamiać.

Po przejechaniu czterystu metrów Aleją Lipową patrzę na drogę i oczom nie wierzę – w szutrowej nawierzchni widoczne są szyny kolejowe. Rzut oka w pobliskie zarośla i jest! Ślad nasypu, szyny, podkłady kolejowe… Czyżby “Szczucinka”? Agata twierdząco kiwa głową. Dwa poprzednie artykuły na blogu opisywały właśnie takie rowerowe szlaki poprowadzone po śladach dawnych, nieużywanych obecnie linii kolejowych. Sami więc rozumiecie, rozmarzyłem się o tym, że za jakiś czas piszę dla Was relację z przejazdu nowiutkim rowerowym szlakiem z Tarnowa przez Dąbrowę Tarnowską do Szczucina…
BREŃ (44 km)
Na końcu Alei Lipowej znajduję się piękny park i zespół pałacowy w Brniu ze stawem, alejkami, mostkami i zadbanym drzewostanem. Tutaj czeka na nas nie lada niespodzianka – w budynku zabytkowego spichlerza dworskiego powstała Stanica Turystyczna. W budynku znajduje się duża sala jadalno-wypoczynkowa, w pełni wyposażone zaplecze kuchenne i zespół sanitarny. W wejściu znajduje się regał z mapami i atrakcjami regionu. Istnieje również możliwość nieodpłatnego wypożyczenia jednego z ośmiu rowerów.

Tymczasem zgodnie z obietnicą przed budynkiem Stanicy czekał na nas Starosta Powiatu wraz ze współpracownikami. Po powitaniu, wymianie wrażeń na gorąco, wspólnych zdjęciach oraz krótkim wywiadzie dla telewizji Tarnowska.TV przyszedł czas na przygotowany dla nas poczęstunek. Zmęczeni całym dniem jazdy i zwiedzaniem z apetytem pałaszowaliśmy frykasy z grilla, sałatki i ciasta. Był czas na rozmowy, wymianę opinii i podziękowania za zaproszenie oraz organizację fantastycznej wycieczki.

W międzyczasie dotarł do nas zapowiadany front atmosferyczny z deszczem, ale na szczęście po chwili opady ustały. Na zakończenie przejechaliśmy jeszcze parkowymi alejkami, ale niestety w tempie iście ekspresowym, bo lokalne komary postanowiły pozbyć się nas skutecznie.

POWRÓT DO DĄBROWY TARNOWSKIEJ (53 km)
Po odpoczynku i posiłku ostatnie 8 kilometrów niespiesznym tempem i już bez opadów pokonujemy poruszając się początkowo wzdłuż rzeki Breń, a później bocznymi drogami. Na parkingu przyszedł czas pożegnania z Agatą i Karolem, z którymi wspólnie pokonaliśmy 53 kilometry, i którzy cierpliwie opiekowali się naszą grupą przez cały dzień. Zostało już tylko zapakować rowery i obrać azymut na Kraków. Pogoda, która była dla nas łaskawa przez cały dzień pofolgowała sobie przed Krakowem i w burzy oraz strugach deszczu zakończyliśmy wyprawę.
Kończąc tę relację chcielibyśmy gorąco podziękować Starostwu Powiatowemu w Dąbrowie Tarnowskiej za zaproszenie i organizację wycieczki, Karolowi i Agacie za pilotowanie naszej grupy oraz wszystkim osobom z miejsc, które odwiedziliśmy za życzliwe przyjęcie i przekazaną wiedzę. Mamy nadzieję, że zachęceni naszą relacją nabierzecie ochoty, żeby odwiedzić Powiśle Dąbrowskie i zobaczyć atrakcje jakie te tereny oferują. My z pewnością wkrótce zawitamy tu ponownie. Może samochodami z rowerami na bagażnikach, może pociągiem do Tarnowa i bocznymi drogami dalej, a może w wersji bardziej wyczynowej Wiślaną Trasą Rowerową? Możliwości jest wiele, a wszystkie wygodne i łatwo dostępne.
Oprócz niezaprzeczalnych walorów historycznych, estetycznych i poznawczych ogromnym plusem pokonanej trasy są lokalne drogi o wyśmienitej jakości nawierzchni, z nikłym ruchem samochodowym. Dzięki temu nie ma konieczności poświęcania całości uwagi drodze i innym uczestnikom ruchu, w zamian za to można spokojnie podziwiać mijane tereny, przystanąć, zrobić zdjęcia. Oczywiście trzeba mieć świadomość, że jedziemy po drogach publicznych, a nie wydzieloną ścieżką dla rowerów, więc należy poruszać się zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa o ruchu drogowym, odpowiednio wyposażonymi i sprawnymi rowerami. Jednej rzeczy, której nam brakło do pełni rowerowego szczęścia, to brak wyraźnego i intuicyjnego oznakowania szlaków. Mamy nadzieję, że z czasem się to zmieni wraz ze wzrostem turystycznego ruchu rowerowego.

GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ