Bartłomiej Pawlak
Niniejszy artykuł celowo zatytułowałem nieco przewrotnie. Dlaczego akurat krogulec, a nie bażant czy myszołów? Z tej oto przyczyny, że celem wycieczki była Wola Krogulecka. To w takim razie co ma piernik do wiatraka i bóbr do ślimaka? Otóż wyjaśniam, ślimakiem jest zwana platforma widokowa w Woli Kroguleckiej, a mijając Stary Sącz zahaczyliśmy o Bobrowisko. Teraz jasne? Nie? No to po kolei.
Jak co roku sporą część wakacji spędzamy w Beskidzie Wyspowym. Mamy tam swoje ulubione trasy, ale też poszukujemy nowych fajnych miejsc w bliższych i dalszych okolicach. Ponieważ przed wakacjami kilkukrotnie odwiedziliśmy początkowe fragmenty VeloDunajec, rok temu przejechałem odcinek końcowy od ujścia Dunajca do Wisły po Taranów, zatem został jeszcze środkowy fragment w okolicach Nowego Sącza. Ponieważ od naszej bazy w Beskidach mamy do Nowego Sącza raptem 40 km, więc któregoś niedzielnego przedpołudnia zapiąłem do samochodu naszą rowerową przyczepę, na nią wpakowaliśmy jednoślady i wybraliśmy się na rodzinną wycieczkę.
Z Limanowej do Sącza prowadzi bardzo widokowa droga przez Wysokie z obłędnymi widokami przy ładnej pogodzie. Po lewej stronie rozciąga się Pasmo Łososińskie z ogromnym kamieniołomem w Klęczanach, po prawej natomiast widać Przehybę, pasmo Radziejowej, a przy dobrej widoczności powietrza również Pieniny i Tatry. Tym razem niestety nie dane nam było podziwiać widoków. Choć prognozy zapowiadały ładną pogodę, to specyficzne warunki meteo sprawiły, że ledwo tuż za Limanową wjechaliśmy w chmury. To nie była mgła, a chmury o bardzo niskiej podstawie zawieszone na niezbyt wysokich, okolicznych górkach. Jadąc samochodem widać było przemieszczające się ławice wodnego aerozolu wokół nas. Takie warunki trzymały nas prawie do samego końca.
Samochód zaparkowaliśmy pod Urzędem Gminy w Chełmcu (ostatnia miejscowość przed Nowym Sączem). Zanim rozpakowaliśmy rowery, zapięli sakwy, a na plecy zarzucili plecaki, przedpołudniowe słońce ogrzało powietrze i po chmurach nie było już śladu. Ruchliwa zazwyczaj DK28 w niedzielne przedpołudnie była pusta i spokojna, więc kilometr dzielący nas od Sącza pokonaliśmy bez stresu. Na wjeździe do Nowego Sącza od zachodniej strony wita nas niedawno otwarty Most Heleński na Dunajcu. Nowy, ładny i co ważne przystosowany do ruchu rowerowego z wydzieloną ścieżką. Za mostem stajemy pod ruinami sądeckiego zamku i murów obronnych. Tutaj zaczyna się wspólny odcinek VeloDunajec i EuroVelo11 prowadzący w kierunku południowym. Początkowo jedziemy betonową ścieżką na zalewowym terenie, przejeżdżamy pod stalowym wiaduktem kolejowym linii 104 Chabówka – Nowy Sącz, po lewej zostawiamy Nowy Sącz Miasto. Po chwili zakosem wjeżdżamy na wał przeciwpowodziowy, którym poprowadzona jest ścieżka.
Przez 1,5 km trasa prowadzi koroną wału, potem na chwilę musimy z niego zjechać na lokalne drogi (ale spokojnie więcej rowerów niż samochodów) by po kolejnym 1,5 km wrócić znowu na wał. Teraz przed nami 4,5 km komfortowej jazdy z widokiem na Dunajec z prawej strony. W pewnym momencie wyrasta przed nami zielona konstrukcja kładki rowerowej, co ani chybi oznacza, że przed nami Poprad.
Widać z niej miejsce, w którym Poprad łączy swoje wody z Dunajcem. Tuż po zjeździe z kładki stajemy na rozdrożu. W lewo, pod torami kolejowymi skręca trasa EuroVelo11 w kierunku Muszyny, Leluchowa i dalej na słowacką stronę, natomiast my wybieramy prawą odnogę czyli VeloDunajec prowadzącą w kierunku Łącka i Krościenka. Tym razem nie zmierzamy aż tak daleko, a zaledwie do Starego Sącza. Po drodze chcemy jeszcze odwiedzić Enklawę Przyrodniczą BOBROWISKO.
Jest to teren dawnych bagrów, czyli wyrobiska, z którego pozyskiwane było kruszywo rzeczne. Położenie w widłach dwóch górskich rzek – Popradu i Dunajca zapewniało ogromne pokłady zakumulowanego tutaj materiału kamiennego. Żwirownia zlokalizowana była na ogromnym obszarze 50 ha. Dwadzieścia pięć lat temu zakład wydobywczy został zamknięty, a teren zrekultywowany. Pozostałością po rabunkowej gospodarce człowieka pozostały wypełnione wodą jeziora. Z czasem przyroda poradziła sobie z ranami zadanymi jej przez człowieka i wybuchła bujną zielenią. Na terenie jednego z zalewów zostało utworzone BOBROWISKO.
Jest to teren wykorzystujący urocze jeziorko otoczone trzcinami i drzewami. Przez podmokły teren zostały poprowadzone drewniane kładki i wytyczona ścieżka edukacyjna. Znajdują się tam dwie „czatownie”, gdzie osłonięci, przez specjalne szczeliny w ścianach i ekranach możemy podglądać przyrodę. Enklawę zasiedlają bobry, łabędź niemy i inne gatunki. W ścianach czatowni są umieszczone tablice informacyjne i makiety obrazujące pracę żwirowni, a na tarasie, są zamontowane lunety, dzięki czemu można bacznie przyglądać się otoczeniu.
Atakowani przez chmary komarów ewakuujemy się z tego miejsca. Wkrótce docieramy na rynek wyłożony kocimi łbami z otoczaków, z czterema charakterystycznymi lipami pośrodku, kryjącymi miedzy sobą studnię. Dookoła rynku znajdują się urocze drewniane domy – czyli nie ma wątpliwości – jesteśmy w Starym Sączu.
Na ochłodę lody i ruszamy dalej. Wyjazd w stronę Rytra jest bardzo ciekawy, gdyż prowadzi ulicą przy której domy wybudowane są w taki sposób, że ustawione są równolegle do ulicy i stykają się ze sobą szczytowymi ścianami. Domy zostały wybudowane przy samej drodze z obu jej stron, a obejścia gospodarskie znajdują się w głębi za nimi.
Ulicą Węgierską docieramy do Barcic Dolnych, gdzie przekraczamy ruchliwą DK87. Dalej trasa prowadzi bocznymi uliczkami pomiędzy zabudowaniami miejscowości. Za boiskiem sportowym KS Barciczanka przekraczamy Poprad mostem i stajemy przed nie lada wyzwaniem, czyli atakiem na ostry podjazd przez Wolę Krogulecką aż pod platformę widokową.
Pokonywaliśmy już trzykrotnie ten podjazd, tyle że samochodem, więc wiemy co nas czeka. Dwa kilometry ściany płaczu z nachyleniem powyżej 10%, a miejscami dochodzącym nawet do 15-17%. Pod platformą widokową języki prawie wkręcają się nam w łańcuchy, ale daliśmy radę! Jest moc! Ból mięśni i zmęczenie wkrótce odchodzą w niepamięć, kiedy tylko wejdzie się na spiralną platformę, owieje nas wiaterek, a zmysł wzroku próbuje ogarnąć rozległą panoramę.
Jak okiem sięgnąć, 180 stopni zasięgu. Od lewej ryterski zamek, przed nami Pasmo Radziejowej, bardziej w prawo szczyty Beskidu Wyspowego, a całkiem po prawej zabudowania Starego Sącza. W dole od lewej do prawej ciągnie się błyszcząca wstęga Popradu, czasem przemknie pociąg gwiżdżąc na skrzyżowaniach.
Na platformie można spędzić długi czas podziwiając widoki i weryfikując je z rycinami panoram wbudowanymi w konstrukcję platformy. Przy platformie znajdziemy również zadaszone miejsce odpoczynku ze stołami i ławami, miejsce na ognisko oraz toaletę.
Anektujemy jeden ze stołów, wyciągamy kuchenkę, kubki, talerze, liofilizowane zupki i gotujemy piknikowy obiad. Po obiedzie jeszcze kawa, która nigdzie tak nie smakuje jak w plenerze.
Po odpoczynku czas pomyśleć o powrocie. Jak zwykle stajemy przed dylematem, czy dać się ponieść fantazji i poczuć prędkość na zjeździe, czy wręcz przeciwnie, zjeżdżać powoli i chłonąć widoki. Wybieramy spokojny zjazd i utrwalamy krajobraz pod powiekami. Powidoki…
W Barcicach, po przejechaniu na drugi brzeg Popradu podążamy zgodnie z jego biegiem w kierunku północnym. Ścieżkę stanowi EuroVelo11 w dobrze nam znanym standardzie małopolskich tras Velo. Ścieżki bez samochodów, intuicyjne oznakowanie, MOR przy drodze. Taką fajną drogą umyka nam pod kołami kolejne 7 kilometrów, aż znajdujemy się na skrzyżowaniu z VeloDunajec, przy zielonej rowerowej kładce nad Popradem. Trasa do Nowego Sącza pokrywa się z tą pokonaną rano – jak to mawiają matematycy: kierunek ten sam, tylko zwrot przeciwny. W pewnym momencie widzimy pędzącą na nas ławicę czarnych, burzowych chmur zwiastujących niezłą ulewę. Po analizie kierunku przemieszczania się chmur i naszego azymutu stwierdziłem, że nie ma na co czekać tylko trzeba pocisnąć na pedały i oddalić się czym prędzej. Miałem rację, udało się, chmury pognały w swoją stronę, a my w swoją.
Wygłodniali skierowaliśmy nasze rowery na sądecki rynek, objechaliśmy dookoła ratusz i udaliśmy się na pyszną pizzę, na ulicę Jagiellońską. Po solidnym wysiłku nasze apetyty były tak ogromne, że trzy duże pizze zjedliśmy do ostatniego okruszka. Pojedzeni i w wyśmienitych humorach wyprowadziliśmy rowery na ulicę, żeby pokonać ostatnie 3 km do samochodu.
Po wyjechaniu z pomiędzy kamieniczek zobaczyliśmy jak ołowiane chmury zasnuły połowę firmamentu. Tym razem byłem przekonany, że bez solidnej pompy z nieba się nie obejdzie. Miałem tylko cień nadziei, że uda nam się dopaść samochód, żeby przeczekać najgorsze. Gnaliśmy na złamanie karku słuchając pomruków burzy i świstu wiatru. Uff, znowu się udało. Dojechaliśmy bez kropli deszczu i nawet udało mi się zapakować rowery. Dopiero w drodze powrotnej do domu wjechaliśmy w oberwanie chmury, ale w samochodzie mogliśmy się już tylko śmiać z deszczu.
Przebywając w okolicach Nowego czy Starego Sącza warto poświęcić dzień na opisaną powyżej wycieczkę rowerową. Wygodna, bezpieczna trasa, z niesamowitymi widokami to gwarancja udanej wyprawy. Planując wycieczkę z dziećmi należy wziąć pod uwagę solidny podjazd pod platformę widokową.
Dorosły da sobie radę, czego nie wyjedzie, to wypcha trenując inne partie mięśni, jak mawia mój kolega, ale dla dziecka może się to okazać nic przyjemnego… chociaż u nas, drobnej budowy dziesięciolatek pokonał górę i stanął zwycięsko na szczycie, więc jak widać dla chcącego, nic trudnego. Jeśli jednak Ty, lub Twoje dziecko nie przepadacie za jazdą pod górę, to sugeruję zmianę trasy i udanie się po płaskim w kierunku Rytra na lody. Bilans trasy to około 46 km i 350 m przewyższenia.
GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ