Bartłomiej Pawlak
Nowy Targ wielokrotnie był punktem startowym naszych wycieczek trasą po nasypie kolejowym przez Rogoźnik, Czarny Dunajec, Podczerwone do granicy państwa w Suchej Horze. Startowaliśmy z jednej lub drugiej strony Nowego Targu, czasami zapędziliśmy się parę kilometrów na słowacką stronę, w przeróżnych kombinacjach towarzyskich. Jest to trasa bardzo urokliwa, ale ile razy można ją pokonywać? Tym bardziej, że na jesieni dobiegły końca prace w okolicach Jeziora Czorsztyńskiego. Po oglądnięciu filmów z objazdu jeziora, opisów, relacji, oczywistym się stało, że trzeba będzie samodzielnie się tam wybrać i zrobić rozpoznanie. Jakoś tak się zbiegło w czasie, że w moje ręce wpadł świetny przewodnik Wojciecha Goja “Zakręć w Tatry” wydany przez EUWT Tatry. W przewodniku zamieszczonych jest 30 tras z Podhala, Spisza, Orawy i Słowacji. My zdecydowaliśmy się na dwie z nich, łącząc je w jedną.
Dwie trasy, a trzy szlaki rowerowe jak się okazało. Nasz wybór padł na wycieczki: Wokół Jeziora Czorsztyńskiego oraz Nowy Targ – Jezioro Czorsztyńskie noszące odpowiednio numery 2 i 9 we wspomnianym przewodniku. Korzystając ze ścieżek szlaku VeloDunajec, VeloCzorsztyn oraz Szlaku Historycznego Wokół Tatr można komfortowo pokonać pętlę o długości blisko 75 km.
Po majowym weekendzie, kiedy obostrzenia związane z epidemią zostały zluzowane, a gnuśne siedzenie w domach zaczęło nam doskwierać, wybraliśmy się na rekonesans. We czterech, z Jackiem, Piotrem i Dominikiem pakujemy rowery na przyczepę i wyruszamy do Nowego Targu.
Samochód zostawiamy nieopodal lotniska na parkingu przy kładce nad Dunajcem. Wjazdu na kładkę pilnuje owieczka-cyklistka, z którą robimy obowiązkowe zdjęcia.
Zaraz za kładką w lewo wskakujemy na ścieżkę VeloDunajec, która wyprowadza nas poza granice Nowego Targu i dalej przez Waksmund, Ostrowsko, Łopuszną i Harklową wiedzie aż do Dębna. Ten odcinek liczy mniej więcej 20 km i pokonujemy go w towarzystwie Dunajca na przemian raz prawym, raz lewym brzegiem. Bezpieczeństwo trasy, miejsca odpoczynku (MOR-y) i intuicyjne oznakowanie to to, do czego małopolskie trasy velo zdążyły nas przyzwyczaić. Po drodze koniecznie trzeba zobaczyć dwa zabytkowe kościoły drewnianego gotyku w Łopusznej i Harklowej – warto poświęcić kilka minut na ich obejrzenie.
W Dębnie trasa dzieli się na dwie części VeloCzorsztyn – północna prowadzi pod zamek Czorsztyn, a południowa do strzegącego drugiej strony przesmyku zwieńczonego zaporą wodną zamku Niedzica. Zdecydowaliśmy się na okrążenie jeziora zgodnie z ruchem wskazówek zegara, w związku z czym skierowaliśmy się w lewo na północny brzeg zbiornika. W tym właśnie miejscu jest jedna rzecz kładąca się cieniem na podhalańskich trasach, a mianowicie przeprawa mostem w ciągu drogi wojewódzkiej nr 969. Most oczekuje na remont, dopuszczony jest na nim ruch wahadłowy z sygnalizacją świetlną i brakuje ścieżki rowerowej. Żeby go sforsować zostaje przeprowadzić rowery poboczem lub przejechać rowerem w ruchu ogólnym, ale świadomość tego, że za plecami ma się sznur aut, które nie mogą nas wyprzedzić i jadą nam na kole, do przyjemnych nie należy. To raptem kilkaset metrów gehenny, ale podróżując z dziećmi skutecznie potrafi podnieść poziom adrenaliny w organizmie. Kiedy już pokonamy owe mordercze kilkaset metrów, na pierwszym skrzyżowaniu skręcamy w prawo zjeżdżając nad jezioro. Uwierzcie mi, pierwszy rzut oka na jezioro i widoczne w tle Tatry błyskawicznie zacierają złe wspomnienia z przeprawy. Nie ma co się ociągać, skręcamy na ścieżkę poprowadzoną ściśle po linii brzegowej jeziora, co oznacza, że wjeżdżamy w każdą zatoczkę i objeżdżamy każdy cypel. Dzięki takiemu poprowadzeniu ścieżki unika się większych wzniesień na trasie. Oczywiście kilka takich napotykamy w drodze do Czorsztyna, ale generalnie jest raczej płasko. Widać ogrom pracy włożonej w wyprofilowanie tarasów, po których poprowadzony jest asfalt, podcięte skalne ściany, aby zmieścić ścieżkę.
Od strony tafli jeziora ustawione są barierki chroniące przed nieplanowaną kąpielą – wydaje się, że jest ich strasznie dużo, ale trasa ma być bezpieczna dla wszystkich jej użytkowników, więc nie pozostaje nic innego jak się do nich przyzwyczaić. Miejsca odpoczynku rowerzystów wyglądają trochę inaczej niż na WTR ze względu na zastosowane do wykończenia drewno i góralską ornamentykę.
Lokalizacja ich jest tak dobrana, żeby odpoczywając można było podziwiać jezioro i góry. Okrążając półwysep Stylchyn natrafiamy na przystań jachtową, a niedaleko Czorsztyna na plażę Kluszkowce. W końcu naszym oczom ukazują się górujące nad okolicą zamki w Czorsztynie i Niedzicy. Pod zamkiem w Czorsztynie jest okazja, żeby wypić kawę i coś zjeść w oczekiwaniu na statek, którym wraz z rowerami dostaniemy się na drugi brzeg. Oprócz statku kursują również gondole, zatem przeprawa nie nastręcza żadnych problemów. W bonusie dostajemy możliwość podziwiania obu zamków z pokładu łodzi, a widoki budzą szacunek. Rejs jest krótki, trwa kilkanaście minut i już trzeba się wypakowywać w Niedzicy. Do zamku jest raptem ze 300 metrów. Niestety na koronę zapory tym razem nie udało się nam wejść, a szkoda, bo z zapory zamek w Niedzicy prezentuje się niesamowicie majestatycznie.
Droga powrotna prowadzi nas południowym brzegiem i jest zdecydowanie bardziej górzysta niż ścieżka na przeciwległym brzegu. Być może to sprawia, że ruch po tej stronie jest odczuwalnie mniejszy. Początkowo spokojnie objeżdżamy zatokę wcinającą się głęboko w ląd, by w pewnym momencie wykonać ostry zwrot w lewo i zacząć stromy podjazd omijający rezerwat Zielone Skałki. Liczy on sobie około 2 km, 110 m różnicy wzniesień, a na początkowym odcinku nachylenie przekracza 17%. Potem podjazd trochę odpuszcza, ale nadal trzeba mocno naciskać na pedały. Asfalt ma charakterystyczny czerwony kolor, ale spokojnie, to nie krew rowerzystów pokonanych przez górę.
W materiałach o tej trasie oczywiście były wzmianki o ostrym podjeździe, ale bez podania długości i przewyższenia, a myślę, że z punktu widzenia cyklistów jadących z dziećmi, fotelikami, przyczepkami czy sakwami to ważna informacja. Oczywiście podjazd jest do pokonania przez średnio wprawnego rowerzystę, ale lepiej mieć świadomość tego co nas czeka. Skoro był podjazd, to jest i zjazd. Prawdę mówiąc miałem spory dylemat, czy dać się ponieść prędkości, czy zwolnić dla podziwiania widoków. Wybrałem powolne toczenie się i delektowanie chwilą. A jest na co popatrzeć. Jezioro widoczne ze sporej wysokości, na wprost masyw Turbacza, lekko w prawo Gorc i Lubań. Wytracamy wysokość prawie do poziomu jeziora i przez następnych kilka kilometrów czeka nas seria podjazdów i zjazdów, ale już nie takich intensywnych.
Droga częściowo prowadzi przez las, ale miejsc z widokami nie brakuje. Na wysokości Falsztyna na odcinku około 2 km ścieżka poprowadzona jest po koronie bocznej zapory i oprócz wspomnianych przed chwilą gór obracając się przez prawe ramię widzimy Pieniny, a patrząc na lewo Tatry. Od MOR-u Frydman do Dębna jedziemy drogą, ale z wydzielonym pasem dla rowerów. Skoro jesteśmy w Dębnie, to błędem było by nie zobaczyć chyba najbardziej charakterystycznego drewnianego kościoła.
Na dobrą sprawę to kilkaset metrów dalej VeloCzorsztyn łączy się z VeloDunajec domykając pętlę wokół jeziora, ale my zmierzamy w przeciwnym kierunku na Nową Białą i Gronków. Pierwsze dwa kilometry asfaltem drogą z prawie zerowym ruchem i dalej za znakami Szlaku Wokół Tatr kolejnych pięć przez lasy i pola dobrej jakości polnymi drogami. Ten fragment jedzie się świetnie, co chwilę mogąc podziwiać panoramę Tatr, które są jak na wyciągnięcie ręki. Z Nowej Białej do Gronkowa znowu kręcimy po asfalcie. W pewnym momencie przecinamy drogę z Nowego Targu do Bukowiny Tatrzańskiej i kiedy wydaje się nam, że jesteśmy o krok od Nowego Targu asfalt przechodzi w szuter, a droga odgina się bardziej na zachód w kierunku Szaflar. Dzięki temu od południowej strony wjeżdżamy do Boru na Czerwonem i przez mniej więcej 5 km mamy przyjemność z jazdy gładką leśną drogą poprzez ciemny bór. Szlak wyprowadza nas na obrzeża nowotarskiego lotniska, z którego przez cały dzień startowały samoloty wyciągające szybowce, a teraz wieczorową porą w górę podrywają się balony przerywając ciszę szumem gazowych palników podgrzewających powietrze.
Dla urozmaicenia wyciągnąłem jeszcze chłopaków na ścieżkę dydaktyczną prowadzącą w głąb rezerwatu w pewnym momencie przechodzącą w drewniany pomost kluczący między drzewami a mokradłami torfowiska. Pomost kończy się przy widokowej wieży, gdzie robimy ostatni odpoczynek ciesząc oczy widokami na rezerwat Bór na Czerwonem i rozległą panoramę Tatr. Wracamy po śladach, zjeżdżamy kładką nad Dunajcem, pakujemy rowery i obieramy kurs na Kraków.
Podhalańskie trasy mają w sobie wielki potencjał. Przejechaliśmy dwie z nich, a w przewodniku czeka jeszcze 28 kolejnych. Połączenie gór i wody zawsze jest atrakcyjne, więc w okresie wakacyjnym, w długie weekendy przy ładnej pogodzie należy się spodziewać tłumów rowerzystów. I wcale nie będę się im dziwił, bo naprawdę jest po co tu przyjeżdżać. Dla szukających spokoju, górskiej wspinaczki na kolarce, czy gravelowych ścieżek też znajdzie się coś odpowiedniego. Chochołów, Jabłonka, Łapsze Niżne, Czarny Dunajec, Jurgów, Szaflary, Trybsz, czy Biała Spiska, Poprad, Szczyrbskie Jezioro po słowackiej stronie to miejsca, przez które przechodzą liczne szlaki rowerowe. Nic tylko jeździć.
GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ