Bartłomiej Pawlak
Nie, nie byłem nigdy w Holandii, chociaż jak większość rowerzystów chciałbym kiedyś spróbować tego rowerowego raju. Skąd zatem taki tytuł relacji? W jednym z komentarzy pod naszym filmem ktoś stwierdził, że ta trasa to taka mała Holandia. Po namyśle stwierdziłem, że faktycznie tak może być. Pierwotnie nie planowałem pisania relacji z tej wycieczki, bo na dobrą sprawę cóż można napisać o dwunastokilometrowym odcinku rowerowej ścieżki? Wystarczyło jednak się nią przejechać, bym zmienił zdanie.
Zaczęło się od szybkiego wypadu w drugiej połowie maja. Wykroiłem trzy godziny z niedzielnych, rodzinnych planów, by wyrwać się choć na chwilę na rower. Cały maj pogodowo niezbyt sprzyjał rowerowym wyjazdom, a do tego natłok codziennych spraw nie dawał szans na udany start sezonu. Dlatego, skoro nadarzyła się sprzyjająca okazja, postanowiłem jej nie zmarnować. W sobotę wiatr wyczyniał dzikie harce, do tego ulewa goniła ulewę, słupek rtęci na termometrze również nie rozpieszczał, za to niedziela w prognozach zapowiadała się deko lepiej. Skoro zapadła decyzja o szybkim wypadzie, to w głowie zrobiła mi się istna gonitwa myśli, gdzie jechać mając do wykorzystania raptem trzy godziny oraz pogodę delikatnie rzecz ujmując średnio sprzyjającą jeździe na rowerze? Coś z klasyki, jakaś standardowa, dobrze znana trasa po Krakowie? Może gdzieś blisko za Kraków? Na wschód, na zachód, a może bardziej na północ? Ostatecznie wybór padł na rekonesans dopiero co oddanej na wiosnę rowerowej ścieżki wzdłuż kanału Skawina-Łączany.
Z niczego wyszła fantastyczna trasa, zmagania z wiatrem i lawirowanie między deszczami kompletnie zeszły na plan dalszy, po ujechaniu kilku kilometrów nowopowstałej trasy – coś niesamowitego!!! Prawdziwa petarda!!! Po powrocie skleciłem filmik, wrzuciłem na YouTube, po czym okazało się, że wzbudził on spore zainteresowanie oraz niemałą ilość ochów i achów na naszym profilu na Facebooku – oczywiście ze względu na walory trasy, a nie umiejętności operatora kamery. Czy słusznie – oceńcie sami.
I tak minął cały tydzień, obrazy z trasy wciąż miałem pod powiekami, myśli wracały w urokliwe plenery nad Kanałem. Powiedzcie sami, co innego można było w takiej sytuacji zrobić? Zbajerowałem familię i równo tydzień po moim samotnym rekonesansie wybraliśmy się rodzinnie, dokładnie po moich śladach na niespieszne smakowanie i odkrywanie uroków trasy. Wyszła pętla długości 50 km, wprost idealna na niezbyt wymagającą, niedzielną, rodzinną wycieczkę. Tym razem pogoda uśmiechnęła się do nas słoneczkiem, wiatr przycichł, a białe, kłębiaste chmury niczym kłębki waty sunęły wysoko po błękitnym niebie (przynajmniej do wczesnego popołudnia).
Zazwyczaj wycieczki rozpoczynamy przed klasztorem s.s. Norbertanek na krakowskim Salwatorze, ale tym razem postanowiliśmy wprowadzić małą zmianę i wyruszyć z innego miejsca, a mianowicie z terenu Kampusu 600-lecia Odnowienia Uniwersytetu Jagiellońskiego na Ruczaju. Powstający od końca lat dziewięćdziesiątych kompleks nowoczesnych budynków dydaktycznych jest wizytówką założonej w XIV wieku uczelni. Główną oś Kampusu stanowi szeroki trakt spacerowy zwany Aleją Wawelską, którą opuszczamy teren Uniwersytetu.
Wzdłuż ul. Bobrzyńskiego poruszmy się rowerową ścieżką, po czym za charakterystycznym budynkiem Biblioteki Papieskiej Akademii Teologicznej skręcamy w prawo. Pomiędzy biurowcami rozlokowanymi przy ul. Czerwone Maki, następnie świeżo wyremontowaną ul. Mochnaniec, później ul. Szymonowica dojeżdżamy pod dawną wieżę ciśnień w Skotnikach, która wyglądem przypomina z lekka latarnię morską. Ulica Kozienicka wyprowadza nas przez wiadukt nad autostradą A4 w kierunku Lasów Tynieckich, ale uprzednio wiedzie nas pomiędzy fortami Twierdzy Kraków o numerach 52 1/2 N Sidzina oraz 52 1/2 S Skotniki. Kontynuując jazdę na wprost ul. Kozienicką dojechalibyśmy do mrocznego Rezerwatu Skołczanka (a dalej pod klasztor Benedyktynów w Tyńcu), natomiast my odbijamy w lewo w ul. Podgórki Tynieckie by między domami, następnie skrajem lasu i krótkim odcinkiem gruntowym dojechać do ul. Wielogórskiej. Początkowo prowadzi ona przez las przyzwoitą szutrówką a następnie przechodzi w asfalt. W taki sposób od południa objeżdżamy lesiste wzgórza Tyńca. Następnie ul. Bogucianka wyprowadza nas z Krakowa na obrzeża Skawiny. Jedziemy za znakami Wiślanej Trasy Rowerowej, więc nie ma mowy o zgubieniu drogi. Po dojechaniu nad rzekę Skawinkę będącą prawobrzeżnym dopływem Wisły, mamy do wyboru kontynuację jazdy prawym lub lewym jej brzegiem poprowadzonymi po wałach szutrowymi odcinkami.
My wybieramy prawy brzeg jako bardziej malowniczy i po chwili stajemy przy zielonej kładce rowerowej, którą przeprawiamy się na lewy brzeg Skawinki, niedaleko jej ujścia do Wisły. Warto zaznaczyć, że już niedługo w to miejsce będzie można komfortowo dostać się rowerową ścieżka poprowadzoną po wiślanym wale, jako że dobiegają końca prace związane z ich wzmocnieniem oraz układaniem nawierzchni na odcinku od Stopnia Wodnego “Kościuszko” przez Tyniec, do Skawiny – skróci to i zdecydowanie uprości dojazd z centrum Krakowa.
Po przekroczeniu rowerową kładką rzeki Skawinki i skręcie w prawo przed nami niecałe 2 kilometry Wiślanej Trasy Rowerowej poprowadzonej po przeciwpowodziowym wale Wisły. Tutaj nasze drogi z WTR rozchodzą się, jako że rowerowy klasyk łączący Kraków z Oświęcimiem wzdłuż Królowej Rzek Polski mostem nad Kanałem Łączańskim w Kopance odbija na prawo w kierunku Ochodzy, Facimiechu, Brzeźnicy oraz Łączan. Stojąc u ujścia Kanału do Wisły, tuż powyżej widać rzeczny prom Kopanka-Jeziorzany, którego stukot wysłużonego diesla niesie się nad wodą.
Na odcinku od Stopnia Kościuszko aż po Łączany brak jest mostów przez Wisłę, a przeprawę między brzegami zapewniają dwa leciwe promy – oprócz wymienionego wyżej jeszcze jeden między Brzeźnicą a Czernichowem.
Jak wspomniałem wcześniej WTR skręca w prawo, a my kontynuujemy jazdę na wprost wzdłuż Kanału Łączańskiego (zwanego również Kanałem Skawina-Łączany), który jest celem wycieczki. Piętnastokilometrowej długości kanał został wybudowany na początku lat ’50 XX wieku z dwóch powodów – jako zapewnienie żeglowności pomiędzy Śląskiem i Małopolską (Wisła na tym odcinku mocno meandruje co uniemożliwiałoby lub poważnie utrudniało ruch barek po rzece) oraz jako doprowadzenie wody technologicznej dla powstałych w tym czasie w Skawinie huty aluminium oraz elektrociepłowni. W Łączanach postawiono jaz spiętrzający rzekę Wisłę oraz elektrownię wodną, a wody zostały skierowane w wybudowany jak od linijki żeglowny kanał.
Na jego końcu, w Borku Szlacheckim wybudowano śluzę umożliwiającą pokonanie różnicy poziomów lustra wody wynoszącą aż 12 metrów (najwyższa śluza w Polsce) oraz ujęcie wody dla potrzeb zakładów przemysłowych. Do czasów obecnych po hucie aluminium pozostało już tylko wspomnienie, marzenia o transporcie rzecznym węgla z kopalń Śląska do Krakowa i dalej na północ Polski umarły, jedyne co pływa po kanale to czasami barki z kruszywem rzecznym. Pozostał Kanał jako pamiątka dawnych czasów i snów o potędze, do czasu, aż zwiększający się lawinowo ruch rowerowy sprawił, że ktoś wpadł na pomysł, by wykorzystać walory jego otoczenia do uprawiania turystyki rowerowej. I tak oto między Skawiną, a Jaśkowicami, na prawym brzegu Kanału pojawiła się rowerowa asfaltowa ścieżka, która po docelowym dociągnięciu do Łączan będzie stanowić konkurencję dla WTR na tym odcinku.
Wracając do samej wycieczki, to za mostem w Kopance kilkaset metrów jedziemy spoglądając na lustro wody z wysokości wału, aż po śluzę w Borku Szlacheckim. Powyżej śluzy widzimy szeroko rozlaną wodę dla zapewnienia miejsca na manewry barek czekających na śluzowanie. Tutaj krajobraz zmienia się diametralnie – ścieżka poprowadzona jest nad samym Kanałem niewiele powyżej lustra wody. Między ścieżką a kanałem rosną i szumią na wietrze trzciny i inne zarośla, w których gniazdują ptaki. Mieliśmy to szczęście, że w pewnym momencie wypatrzyliśmy w szuwarach dwa piękne łabędzie wraz z kilkoma młodymi. Młode łabądki były jeszcze w szarym upierzeniu niczym z bajki o Brzydkim Kaczątku – żeby ich nie stresować i nie płoszyć, z oddali przyglądnęliśmy się im, po czym pojechaliśmy dalej.
Charakterystycznym widokiem na trasie są stalowe, nitowane mosty rozpięte między brzegami kanału dodające otoczeniu uroku i stanowiące swoisty historyczny akcent. W miejscach, gdzie drogi mostami przerzucane są z brzegu na brzeg zazwyczaj dołem, pod mostem zrobiony jest bypass dla spacerowiczów, a przejazd rowerem wymaga podjazdu na nasyp jezdni, a następnie powrotu nad kanał. Nie jest to jakoś szczególnie uciążliwe, a ze względów bezpieczeństwa przy dużym ruchu pozwoli uniknąć potencjalnych kolizji pomiędzy użytkownikami ścieżki.
Można by powiedzieć, że nuda, prosta ścieżka, powtarzalne mosty – co w tym może być interesującego? Nam akurat ta trasa przypadła do gustu. Nie odczuliśmy monotonii ani znużenia okolicą. Jechaliśmy chłonąc zieleń traw i drzew, błękit nieba, biel cumulonimbusów, stalowy kolor wody, szum wiatru, śpiew ptaków. Mniej więcej w połowie drogi napotykamy na czynną żwirownię, którą zgrabnie trzeba ominąć bokiem – jest tam jedyny nieasfaltowy odcinek długości około 200 metrów, ale gładkość szutrowej nawierzchni nie powinna sprawić problemu nawet właścicielom szosowych rowerów. Warto wjechać na znajdujący się przy żwirowni most i z góry pooglądać zacumowane pchacze i barki. Po zjechaniu z mostu można zobaczyć dziób barki wystający z przybrzeżnych zarośli – dobra miejscówka na zdjęcie.
Kolejne kilometry szybko umykały nam pod kołami. W pewnym momencie minęliśmy kamienne przyczółki nieistniejącego już mostu – nowy most stoi kilkaset metrów powyżej łącząc Jaśkowice z Brzeźnicą. W Jaśkowicach znajduje się przystanek kolejowy oddalony o 100 metrów od trasy, zatem jest opcja powrotu do Krakowa pociągiem.
My z tej możliwości nie korzystamy, w zamian podjeżdżając jeszcze kilkaset metrów do miejsca, gdzie na chwilę obecną kończy się rowerowa trasa. W połowie odległości między dwoma mostami kończy się asfaltowa ścieżka rowerowa i przechodzi w wydeptaną pieszą ścieżkę. Jednym z dwóch widocznych mostów można przejechać na drugi brzeg Kanału i dostać się do Brzeźnicy po czym Wiślaną Trasą Rowerową wrócić do Krakowa, albo jeśli ktoś woli, przepłynąć promem do Czernichowa i domknąć pętlę przez Wołowice, Jeziorzany oraz Piekary. Jako jedną z opcji polecamy trasę z naszej relacji z wycieczki na położone w Brzeźnicy Ranczo Koło Fortuny.
Zauroczeni trasą postanowiliśmy wracać ścieżką nad Kanałem, ale zanim rozpoczęliśmy drogę powrotną, o sobie dał znać głód, w związku z czym musieliśmy rozglądnąć się za jakimś miejscem na biwak. Niestety zbyt wielu opcji do wyboru nie mieliśmy, zatem nie pogardziliśmy skrawkiem zieleni tuż przy ścieżce, ale za to z widokiem na wodę. Na drugim brzegu pewnie znaleźlibyśmy nawet jakąś ciekawszą miejscówkę, ale postanowiliśmy nie tracić czasu na poszukiwania, bo nadciągające z południowego zachodu chmury wydawały się zwiastować zapowiadane na popołudnie burze. Rach-ciach i mata do biwakowa ląduje na ziemi, my na macie, kubki w szeregu czekają na gotujący się na kuchence żurek z jajkiem i kiełbasą, a na deser jakieś ciasteczko i kawka.
Kilometry drogi powrotnej umykają spod kół zdecydowanie szybciej, gdyż nie robimy tylu postojów na zdjęcia i podziwianie plenerów. Po dotarciu nad śluzę w Borku Szlacheckim nie skręcamy w kierunku Kopanki i Wiślanej Trasy Rowerowej, zamiast tego jedziemy wzdłuż kanału technologicznego doprowadzającego wodę do Elektrociepłowni Skawina.
Po chwili docieramy do obwodnicy Skawiny, przy której powstała pięciokilometrowej długości rowerowa ścieżka. Nie jest ona szczególnie urokliwa, bo poprowadzona jest przy ruchliwej drodze, raz za ekranami, to znowu przy jezdni, ale w bezpieczny sposób pozwala dojechać do ul. Krakowskiej łączącej centrum Skawiny z Krakowem. Ze względu na brak infrastruktury rowerowej rezygnujemy z przejazdu wiaduktem nad autostradą A4 i wjazdu do Krakowa ul. Skotnicką. Zamiast tego wybieramy spokojną ulicę Wrony i przez Sidzinę oraz Kobierzyn docieramy na os. Ruczaj. W Sidzinie jeszcze na krótko przystajemy na terenach rekreacyjnych należących do Centrum Kultury i Sportu Sidzina. Teraz potencjalne deszcze i burze już nam nie są straszne, bo do pokonania zostało nam ostatnich 5 kilometrów. Ulica Działowskiego przerzuca nas nad autostradową obwodnicą Krakowa, zaś ul. Spacerowa tyłami zabytkowego zespołu parkowego przy szpitalu im. Józefa Babińskiego wprowadza nas pomiędzy zabudowania dawnej podkrakowskiej wsi, a obecnie osiedla Kobierzyn. Na koniec zostało przejechać pomiędzy blokami Osiedla Europejskiego i zakończyć wycieczkę w miejscu startu, czyli na Kampusie UJ.
Podsumowując – sama trasa wzdłuż Kanału Łączańskiego liczy obecnie 12 kilometrów, a jeśli plany jej wydłużenia do Łączan w przyszłym roku dojdą do skutku, to zyska kolejnych 6 km, a wtedy będzie to ciekawa alternatywa na rowerowym szlaku z Oświęcimia do Krakowa. Póki co wykonany do Jaśkowic fragment stanowi fajną propozycję na rodzinną rowerową przejażdżką. Tak jak napisałem na wstępie, miałem wątpliwości, czy warto pisać osobną relację z takiego krótkiego fragmentu trasy, ale po namyśle stwierdziłem, że w połączeniu z dojazdem i powrotem nie taką znowu oczywistą drogą powstaje z tego całkiem zgrabna i widokowa propozycja na 50 km wycieczkę, z ograniczonym do minimum poruszaniem się w ruchu ogólnym (a jeśli już to po bocznych drogach). Wycieczka jak najbardziej nadaje się do pokonania przez starsze dzieci i młodzież.
Do tego myślę, że warto było przybliżyć historię powstania i funkcje samego kanału. Pomysłów i opcji na wykorzystanie oraz łączenie równoległych tras: wzdłuż Kanału Łączańskiego, prawym brzegiem Wisły (WTR) oraz lewą jej stroną przez Czernichów i Piekary jest kilka, więc można uskutecznić parę ciekawych wycieczek w różnych wariantach i konfiguracjach w tym rejonie. Zakończenie remontu wałów wiślanych pomiędzy Torem Kajakarstwa Górskiego i Skawiną dodatkowo zwiększy dostępność tych tras dla turystyki rowerowej, a opcje wykorzystania dojazdu i powrotu zaproponowane w naszej relacji pozwolą na zestawienie trasy według własnych upodobań i preferencji. Dodatkowo możliwość skorzystania z transportu kolejowego (po zakończeniu ciągnących się latami remontów) pozwoli dojechać pociągiem w okolice Kanału lub skrócić wyjazd w razie niepogody lub awarii roweru.
GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ
Faktycznie, strasznie mała ta „Holandia”, skoro na kanale ani jednej łódki nie widać…
No cóż, żeglugi śródlądowej na górnej Wiśle nie ma co szukać – jedynie barki ze żwirem. W sezonie chyba jednak więcej kajaków 🙂
Zupki Jemy Jemy są mega 🙂
Nasze ulubione to żurek i pomidorowa 🙂 Odkrycie tego sezonu 🙂
Przy końcu asfaltu na drodze rowerowej powstało miejsce przyjazne dla rowerzystów. Przystań Rowerowa Słoneczna Łąka w Jaśkowicach zaprasza…?
Przy najbliższej okazji wpadniemy na kawę.