Bartłomiej Pawlak
Rudy po raz pierwszy odwiedziliśmy przy okazji wakacji Opolszczyzna ‘23 zamieniając środek podróży z rowerów na kajaki. Po zakończonym spływie Odrą z Ciechowic do Lubieszowa pan Mariusz, który organizował nam kajaki, przykazał koniecznie zajechać do Rud, bo to perełka warta zobaczenia. Jeśli tylko jest taka możliwość, to korzystamy z rekomendacji osób z okolicy, bo zazwyczaj są one skarbnicą wiedzy i kopalnią informacji turystycznych. Wizyta w Rudach okazała się strzałem w dziesiątkę, a Rudy spodobały nam się do tego stopnia, że postanowiliśmy wrócić tutaj z rowerami i spędzić cały dzień na szwendaniu się po okolicy.


Z Krakowa do Rud jest około 130 km, ale jako że jedzie się autostradą A4, to dojazd zajmuje raptem około półtorej godziny. Za Gliwicami na zjeździe Ostropa opuszczamy autostradę i kilkanaście ostatnich kilometrów pokonujemy lokalnymi drogami.

Parkujemy przy Zabytkowej stacji kolei wąskotorowej w Rudach – plan był taki, żeby po dojechaniu na miejsce rozpakować rowery, ulokować je na terenie skansenu, zjeść śniadanie i o godz. 11:00 regularnym kursem przejechać się wąskotorową kolejką. Jako że dotarliśmy kilka minut przed dziesiątą więc czasu mieliśmy sporo, ale kątem oka zauważyłem autokar wycieczkowy i ruch na peronie przy pociągu.

Szybko wywiedziałem się co i jak – to przejazd dla grupy z autokaru, są miejsca, odjazd lada chwila. Zatem szybka zmiana planów, pospieszny zakup biletów, po czym pakujemy się do wagonika – jest nas szóstka i cały wagon mamy do swojej wyłącznej dyspozycji. Ależ się nam pofarciło! Leciwa spalinowa lokomotywa WLs 180 mruczy silnikiem diesla, wagoniki z lekka kołyszą się na wysłużonych torach, toczymy się ze stukotem kół przez las.

Przejazdy kolejką realizowane są z Rud do Stanicy oraz do Rybnika. Nam trafił się kurs do Stanicy i z powrotem, to raptem niecała godzinka w obie strony. Od pani kierownik pociągu dowiadujemy się, że nie ma problemu z przewozem rowerów, gdyby ktoś chciał kontynuować wycieczkę na dwóch kółkach. W Stanicy mamy krótki postój, na przepięcie lokomotywy. Oprócz torów, rozjazdów i bocznicy zachował się też charakterystyczny ceglany budynek stacyjny.


Linia wąskotorowa o szerokości toru 785 mm, długości 51 km, łącząca Gliwice z Raciborzem była oddawana do użytku w latach 1899-1903. Służyła do obsługi ruchu pasażerskiego oraz przewozu towarów. Z informacji znalezionych na stronie skansenu dowiadujemy się, że przed II Wojną Światową obsługiwała 700 tys. podróżnych rocznie, a w latach powojennych ilość przewiezionych osób dochodziła do 1,8 miliona.

Jak w przypadku większość kolei wąskotorowych w Polsce na przełomie lat ’80/90 XX wieku jej znaczenie stopniowo malało, sprzęt i infrastruktura ulegały zużyciu, brak nakładów na remonty prowadził do zamknięcia.


Od 1993 roku kolej z Gliwic do Raciborza wpisana jest od rejestru zabytków, a od 2009 roku dzięki staraniom ośrodków zajmujących się kulturą, turystyką i sportem z Kuźni Raciborskiej a następnie z Rud jest ona przywracana do technicznej sprawności i użytkowana turystycznie.


Oprócz samej przejażdżki pociągiem warto pochodzić trochę po skansenie, zaglądnąć do budynku stacyjnego, zajrzeć do zabytkowej parowozowni, wziąć udział w warsztatach w kuźni, pooglądać stare lokomotywy i wagony oraz poszukać na szynach dat ich produkcji – my na jednym z rozjazdów znaleźliśmy rok 1899.

Na terenie stacji znajdują się miejsca gdzie można odpocząć, a nawet rozpalić ognisko. Jako że byliśmy przed majówkowym weekendem, trwały właśnie przygotowania do uruchomienia zabytkowego parowozu Las 49 wyprodukowanego w chrzanowskim Fabloku w 1954 roku.


Po zakończeniu zwiedzania stacji w Rudach rozpakowujemy rowery, ubieramy kaski, zakładamy sakwy i plecaki, po czym wyruszmy na dalszą część wycieczki do Pocysterskiego Zespołu Klasztorno-Pałacowego w Rudach. Ledwie ruszamy z miejsca, a już po 1,5 km Aleją Światowych Dni Młodzieży poprzez park docieramy na tyły rudzkiej bazyliki oraz zabudowań klasztornych.


Przy głównej drodze stoi lśniący bielą ścian budynek dawnej kordegardy, w którym obecnie mieszczą się siedziby okolicznych nadleśnictw. Skręcając w prawo w ul. Cysterską po lewej stronie mijamy budynek plebani, a kawałek dalej po prawej bazylikę oraz dawne poklasztorne zabudowania. Dalej znajduje się sporej wielkości staw, a w głębi pozostała część parku i przepływająca przezeń rzeka Ruda.

Cystersi, do których należał cały zespół klasztorny przywędrowali do Rud w połowie XIII wieku – jako początek klasztoru przyjmuje się rok 1258. Oprócz kontemplacji i modlitwy zajmowali się takimi dziedzinami jak leśnictwo, sadownictwo, hodowla, rybołówstwo, rolnictwo, na przetwórstwie i hutnictwie kończąc. Należały do nich obszary leśne, stawy hodowlane, młyny, huty oraz fabryka szkła. Lokalizacja w pobliżu ważnych szlaków sprawiała, że interes kręcił się jak należy.

Majątek klasztoru był łakomym kąskiem dla różnego rodzaju grasantów, począwszy od husytów, przez „Brandemburczyków” na Szwedach i Wałachach kończąc. Rok 1810 przyniósł kasatę zakonu Cystersów oraz wielu innych na ziemiach Śląska i Opolszczyzny, gdyż po przegranej wojnie z Napoleonem Prusacy zmuszeni byli zapłacić Francuzom wojenne kontrybucje. A gdzie lepiej było szukać dóbr i brzęczącej monety jak nie w zakonnych skarbcach i posiadłościach? Zmieniając właścicieli ostatecznie do II Wojny światowej posiadłości były w rękach książęcej rodziny von Ratibor. Niestety w 1945 roku po przejściu frontu Armia Czerwona zrobiła to, co w wielu innych miejscach, czyli kompleks splądrowała, zdewastowała i puściła z dymem.


Rok 2004 to początek trwającego wiele lat żmudnego procesu odbudowy kompleksu ze zniszczeń, czego efekty możemy podziwiać dzisiaj. Ogrom zniszczeń i zakres prac koniecznych do wykonania obrazuje wystawa zdjęć znajdująca się w krużgankach na piętrze.

Na dziedzińcu klasztornego kompleksu parkujemy rowery, po czym udajemy się na zwiedzanie. Na wprost wejścia znajdują się schody prowadzące na piętro do reprezentacyjnej sali o białym wystroju, bogatej ornamentyce i kamiennej posadzce w biało-czarną szachownicę. W następnych pomieszczeniu wystawione są portery opatów, zabytkowe stacje drogi krzyżowej, ornaty oraz starodruki.





Przechadzając się krużgankami możemy podziwiać przebogatą kolekcję porcelanowych filiżanek Andrzeja Oleńskiego z całego świata, wystawę fotografii pokazującą historię odbudowy rudzkiego opactwa oraz ekspozycje czasowe.



Schodząc z piętra na parter przechodzimy obok kaplicy. Na poziomie parteru w kolejnych pomieszczeniach znajdują się wystawy tematyczne; pisanki z różnych zakątków globu, stare instrumenty oraz prace malarskie.


Obowiązkowo trzeba wyjść na zewnątrz, do położonego pośrodku zabudowań ogrodu biblijnego czyli wirydarza, starannie zaprojektowanego i wykonanego zgodnie ze średniowiecznymi założeniami. Pośrodku wirydarza umiejscowiona jest fontanna, a ogród podzielony jest na kwartały mające odzwierciedlać kolejno: 1) Eden – Adam i Ewa, 2) Stary Testament – od budowy arki po Zwiastowanie, 3) Żywot Najświętszej Maryi Panny, 4) Chrystus jako Zbawiciel.

Dokładną mapkę z rozmieszczeniem wszystkich roślin można znaleźć na ulotce dostępnej dla turystów na ekspozytorze przy sklepiku. Zieleń ogrodu kontrastuje z czerwienią ceglanych ścian oraz błękitem nieba ponad dachami. Jako, że przyjechaliśmy końcem kwietna, to rośliny w wirydarzu dopiero budziły się do życia, ale jak zakwitną wszystkie krzewy i kwiaty, to musi pięknie wyglądać.


Po obejrzeniu wirydarza kontynuujemy przechadzkę krużgankami – na stelażach znajdują się elementy oryginalnej kamieniarki, a na drugim planie banery ze zdjęciami elementów architektonicznych, w których dawniej się znajdowały. Na ścianie wyeksponowane zostały szkice niedokończonych polichromii Franciszka Antoniego Sabastianiego z dworu w Stodołach.


Na zakończenie zwiedzania zostają nam zakonne pomieszczenie takie jak refektarz i kapitularz, po czym przez dobrze zaopatrzony sklepik z pamiątkami opuszczamy trasę zwiedzania.


Do klasztornego kompleksu boczną ścianą przylega pochodząca z XIV wieku trójnawowa bazylika p.w. Najświętszej Maryi Panny z dwiema bocznymi kaplicami. Świątynia w założeniu gotycka, z ceglanym wnętrzem, krzyżowo-żebrowymi sklepieniami tchnie majestatem i wiekami historii.


W prezbiterium znajduję się strzelisty witraż sporych rozmiarów. Niestety czysta forma gotyku nie utrzymała się, widoczne są późniejsze barokowe (i nie tylko) naleciałości będące efektem licznych remontów i przebudów.


Wejście do bazyliki obramowane jest pięknym kamiennym portalem. W 2008 roku kościół przez papieża Benedykta XIV został wyniesiony do godności Bazyliki Mniejszej.

Patrząc na zegarki spostrzegliśmy, że na zwiedzaniu trochę się nam zeszło, więc dosiedliśmy naszych rowerów, pokręciliśmy się jeszcze trochę po parku, zrobiliśmy rundkę dookoła stawu, zaglądnęliśmy na przystań kajakową nad rzekę Rudą, po czym wyruszyliśmy w okoliczne lasy.

Trochę obawiałem się, że na leśnych ścieżkach może dopaść nas nuda. Czasami mam takie wrażenie w naszych podkrakowskich puszczach Niepołomickiej i Dulowskiej. Jakkolwiek piękne, to po dłuższej jeździe śródleśnymi, prostymi jak od linijki dróżkami trochę nużące. Przecinka przez las, a po obu stronach ściana drzew. Okazało się jednak, że nic bardziej mylnego i zostaliśmy zaskoczeni zupełnie odmienną organizacją lasu. Tutaj wszystko było dla nas inne i zaskakujące.

Ze względów przeciwpożarowych kolejne obszary leśne oddzielone są od siebie drogą techniczną oraz pasami zaoranej ziemi po obu jej stronach, co ma zapobiec przenoszeniu się ognia ściółka leśną, jak również między koronami drzew ze względu na odległość jaka dzieli drzewa pomiędzy obiema stronami drogi. Dzięki temu jedziemy poprzez lasy, ale jednocześnie mamy sporo otwartej przestrzeni dookoła siebie.

Wygląda na to, że pamięć o jednym z najtragiczniejszy pożarów lasów w Polsce z 1991 roku, jest tu wciąż świeża i wyciągnięte zostały odpowiednie wnioski. Oprócz szerokich pasów rozdziału napotkamy tutaj wieże obserwacyjne, zbiorniki przeciwpożarowe, a nawet polowe lotnisko dla potrzeb samolotów gaśniczych. Młodszemu pokoleniu przypominamy, że w 1992 roku w lasach wokół Kuźni Raciborskiej, skutkiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności oraz wybitnie niekorzystnych warunków atmosferycznych doszło do gigantycznego pożaru, który bardzo ciężko było opanować, gdyż ogień przenosił się szybciej niż strażacy byli go w stanie gasić. Spłonęło około 9 tysięcy hektarów lasu, a trzy osoby straciły życie (dwóch strażaków i jedna postronna osoba).

Jazda przez tutejsze lasy, to czysta przyjemność – gładziutkie asfalty, równiutkie szutrówki, a nawet jak trafi się jakaś gruntówka, to też świetnej jakości. Sieć dróg wewnętrznych przecina lasy wzdłuż i wszerz, więc nie ma się co martwić, że będziemy jeździć po śladach dublując przejechane już dukty. Warto rozglądać się dookoła, bo tutejszy kompleks leśny obfituje w mnóstwo atrakcyjnych miejsc. Jednym z pierwszych jakie napotykamy jest głaz „Darz Bór”, ale są również inne „Ostatni niedźwiedź”, „Dzik Pięć Cetnarów”, „Ostatni Jeleń”, które oznaczają miejsca i upolowaną tam zwierzynę.


Za dostrzegalnią przeciwpożarową na Borowcu mijamy polankę z tablicą informacyjną w miejscu osady i leśniczówki Nowy Barach, która spłonęła w 1945 roku. Zanim dotrzemy do ścieżki dydaktycznej i platformy widokowej, chętni mogą przysiąść na „Ławeczce zakochanych”. Na początku ścieżki jest miejsce, gdzie wygodnie można zostawić rowery, udając się na kilkuminutowy spacer na platformę widokową.




Mijane po drodze tablice informacyjne przybliżają historię największych pożarów oraz ich rodzaje. Jeśli ktoś liczy na platformę widokową z rozległą panoramą, to może czuć się rozczarowany, bo widok ogranicza się do najbliższej okolicy, ale daje za to możliwość zaobserwowania, jak odtwarza się las po katastrofie.


Kolejnym punktem, gdzie zatrzymujemy się na dłużej jest kaplica świętej Marii Magdaleny pochodząca z pierwszej połowy XVIII wieku. Drewniana kaplica wsparta na słupach, kryta gontem skrywa w swoim wnętrzu małą murowaną kapliczkę z obrazem patronki.


Dawniej miejsce to służyło pielgrzymom zmierzającym na Jasną Górę, do Pszowa, lub na Górę św. Anny – do dzisiaj w trzecią niedzielę lipca odbywa się tu odpust. Przed kaplicą umieszczone zostały niczym na Golgocie trzy krzyże. Miejsce jest niezwykle piękne i emanujące spokojem.
Po duchowych doznaniach czas urwać kolejne kilometry, a te same umykają spod kół nie wiedzieć kiedy. Zieleń lasu, błękit nieba i biel cumuloninbusów oraz asfalty klasy premium dają niesamowitą radość z jazdy, nawet wiaterek lekko zawiewa w plecy – creme de la creme.

Na biwak wybieramy miejsce nieopodal miejsca pierwszej katastrofy lotniczej na Górnym Śląsku, samolotu Zeppelin Staaken R.XIVa, który był największym i najcięższym bombowcem dalekiego zasięgu czasów I Wojny Światowej.

Do katastrofy doszło w dniu 04.08.1919 roku, a samolot lecący z Wrocławia do Kamieńca Podolskiego przewoził duże ilości pieniędzy dla powstającej Ukraińskiej Republiki Ludowej. Przyczyn katastrofy nie udało się ustalić.

Pozostając przy tematyce lotniczej, kolejnym miejscem jakie odwiedzamy jest lotnisko polowe dla samolotów gaśniczych – w trakcie pożaru lasów wokół Kuźni Raciborskiej odegrały one dużą rolę. Lotnisko to stanowi duża łąka pośród drzew, z dwoma wielkimi zbiornikami na wodę umieszczonymi na ziemnych wałach.

W cysternach znajduje się zapas wody, którą w łatwy sposób można przepompować do zbiorników samolotów ratowniczych w trakcie akcji gaśniczej. Aby dotrzeć do lotniska musieliśmy lekko zboczyć z trasy, ale po kilkuset metrach ponownie znajdujemy się na wytyczonym szlaku.

Po raz kolejny mamy kontakt z rzeką Rudą – meandruje ona pośród drzew, a poniżej mostku zlokalizowana jest kolejna przystań kajakowa. Po chwili przekraczamy drogę łączącą Rudy z Kuźnią Raciborską i ponownie wjeżdżamy w las.

Po tej stronie drogi ma on trochę inny charakter, drzewa szpalerem porastają obie strony drogi, która również uległa zmianie z asfaltowej na szutrowo-gruntową. Tutaj bardziej wyczuwalny jest klimat lasu.

Lekki podjazd wyprowadza nas wierzchołek zalesionego wzniesienia, które okazuje się być Górą Zamkową (Schlossberg).


Przy drodze znajduje się wiata koła łowieckiego oraz kapliczka ku czci patrona myśliwych, św. Huberta. Opuszczając Schlossberg kierujemy się ku jednej z dwóch leśniczówek. Pierwsza z nich to Krasiejów.

Mimo że mająca już za sobą czasy świetności, nadgryziona zębem czasu, ale wciąż piękna i z charakterem. Ściany z mury pruskiego na podmurówce porośnięte zielenią, kamienne schody prowadzące na obramowany pergolą ganek, obłażąca z farby blacha na dachu – przypomina to czasy dzieciństwa i wakacji na wsi, taka nostalgiczna podróż w czasie.

Dwa kilometry dalej przez las napotykamy drugą leśniczówkę – to Wildeck w Rudzie Kozielskiej. Prezentuje się okazale, z wieżyczką trochę przypomina zamek.


Tuż obok leśniczówki stoli przydrożna kapliczka poświęcona św. Jukubowi Apostołowi, patronowi pielgrzymów, jako że tędy przebiega szlak Camino z Toszka do Santiago de Compostela.

Nasza pętla powoli się kończy, przed nami jeszcze urokliwa, kilkusetmetrowa Aleja Lipowa kończąca się przy szosie z Raciborza do Rud.

Tuż przed centrum Rud, po lewej stronie znajduję się ceglany budynek – to szpital dra Juliusza Rogera. Juliusz Roger przyjechał na Górny Śląsk w XIX wieku mając 28 lat, gdzie zaczął leczyć biedną ludność, a także zbudował szpital. Człowiek o wielkim sercu i szerokich horyzontach, medyk, filozof, erudyta, z zamiłowania etnograf spisujący lokalne ludowe piosenki, entomolog , tłumacz Horacego – jednym słowem człowiek orkiestra. W 1865 roku w niewyjaśnionych okolicznościach ginie na polowaniu w wieku 47 lat – do dziś nie wiadomo, jak to naprawdę było, a teorii na temat przyczyn i przebiegu jego śmierci krążyło sporo.

Po zatoczeniu pętli po okolicznych lasach ponownie znajdujemy się na głównym skrzyżowaniu przy opactwie, skąd najprostszą drogą, docieramy na stację wąskotorówki, gdzie zostawiliśmy samochody.

Dla zainteresowanych okolicami Rud, historią, legendami, mrocznymi historiami polecamy książkę „Rudy zaczarowane” autorstwa Aleksandry Klich i Roberta Siewiorka. Książka jest napisana w taki sposób, że wciąga jak dobry kryminał, suto podlana poczuciem humoru sprawia, że podczas lektury uśmiech nie schodzi nam z twarzy. Drugą pozycją jest przewodnik „Rowerowe śląskie” pióra Barbary Salamon-Szympruch, zaprzyjaźnionej autorki bloga „Zapisane na kolanie” – to obowiązkowa pozycja dla fanów rowerowych wycieczek po Śląsku – znajdziecie ich tam 27, w tym również z Rud i okolic.



Wycieczka idealna na jednodniowy wypad, dystans 40 km po płaskim pozwala zobaczyć spory wycinek terenu, jednocześnie nie pozbawiając sił do innych form zwiedzania i poznawania okolic Rud. Komu mało jeszcze atrakcji w postaci przejażdżki wąskotorówką, zwiedzania skansenu i dawnego opactwa, eksploracji okolicznych lasów, temu polecamy spływ kajakowy rzeką Rudą lub przepływającą nieopodal jeszcze dziką na tym fragmencie Odrą.
FILM
PODSUMOWANIE

MAPA
GPX – POBIERZ I ROZPAKUJ
☕ WSPÓLNA KAWA ☕
Cieszymy się, że przeczytałaś/eś nasz tekst do samego końca. Jeśli Ci się podobało i stwierdzisz, że warto postawić nam kawę, to będzie nam niezmiernie miło:
